Mimowolnie otworzyłem zaspane powieki. Promienie słoneczne wpadające przed uchylone okno skutecznie mnie oślepiły zmuszając do szybkiego mrugania. Potwornie zmęczony próbuję wyostrzyć widziany obraz. Czemu wszędzie jest tak biało? Umarłem? Nie nie, to stanowczo było by za banalne. Nawet, gdybym trafił do tak zwanego Nieba na pewno nie byłbym tak obolały…a może jednak? Nabierając głębokiego wdechu zaczynam rozglądać się po pomieszczeniu. Biało, biało, biało, wszystko jest białe? Okna, ściany, łóżko i nawet pościel? Chcąc nie chcąc zauważam, że leżę w łóżku poprzypinany do szpitalnego udrojstwa, zwanego aparaturą. Ale czemu? Po co? Czemu w głowie mam…pustkę? Zmęczony natłokiem pytam opieram głowę o również białą poduszkę. Co tu się dzieje? Czemu…nie wiem zupełnie nic? Unoszę dłonie i przyciskam je mocno do skroni. Chciałem tym gestem się uspokoić, lecz sprowadziłem na obolałe ciało jeszcze większy ból. Nim zdążyłem cokolwiek pomyśleć ponownie odpłynąłem w głęboki sen.
~~*~~
-Aya była kilka dni temu u Michiru.-powiedział męski głos wzdychając.-Ona już się wybudziła wiesz? Nie to co ty.
Poczułem jak jedna cześć materaca ugina się pod ciężarem.
-Śpisz już dwa tygodnie człowieku.-mruknął.
Zmusiłem się do otworzenia oczu. Sceneria w której się znajdowałem niewiele się zmieniła. Nie licząc młodego chłopaka siedzącego przy moim łóżku. Miał niezwykle roztrzepane włosy w kolorze kasztanowym które częściowo zasłonięte było zieloną…opaską?
Przyglądałem mu się dłuższą chwilę. Kim on jest? Co tutaj robi? Dopiero po przeszło kilku minutach szatyn spojrzał na mnie zielonymi oczami. Ożywił się i zabrał ramiona na których podpierał głowę.
-Shin!-zawołał śmiejąc się.-Straszysz mnie cwaniaku!
Uniosłem pytająco brew patrząc na rozbawionego człeka.
-Rozbudź się chłopie! Michiru czeka na ciebie!-zawołał wstając ze stołka, na którym siedział.
Stanął dumny, jakby faktem, że zdołał mnie obudzić. Ale kim była dziewczyna, o której wspomniał? Już drugi raz…
-Kto to?-spytałem.
Nieznajomy spojrzał na mnie.
-O kogo pytasz?-zdziwił się.
-O wszystkich. Kim jesteś ty i osoby o których wspominasz? Kim ja jestem?
Twarz chłopaka zbladła.
-T-ty…ty nie pamiętasz?-powiedział zszokowany.-Co pamiętasz?
Niemrawo wzruszyłem ramionami.
-Nie wiem co miałbym pamiętać-powiedziałem spoglądając w sufit.-Nic nie wiem.
Szatyn z wrażenia usiadł na stołku.
-Czyli ty też…-mruknął cicho do siebie.
Zapewne myślał, że tego nie dosłyszę. Jak widać nieco się mylił.
-No to…zacznijmy może tak. Jestem Touji, Touji Ato. Twój najlepszy kumpel od kiedy tylko pamiętasz. Ty jesteś Shin Konoe.-chciał coś jeszcze dodać, ale przerwałem mu.
-A co tutaj robię?
< Art.? Leżym sobie w szpitalu, biało biało i wieje nudą. A jak tam? :v >
City of the Truth
czwartek, 14 stycznia 2016
czwartek, 14 stycznia 2016
Od Art cd. do Matthew'a
Cichy szum powietrza wpadającego przez delikatnie uchylone okno zasłonięte szarą żaluzją powoduje powolne wracanie dziewczyny do świata żywych. Obudzona przez delikatny dźwięk zaczyna wodzić czerwonopomarańczowymi oczyma po paranoicznie białych ścianach. Biały podobno symbolizuje zwycięstwo nad śmiercią i czystość, ale zbyt duża jego ilość razi w oczy, powoduje niebywałą schizę, gdy za długo się na niego patrzy. Wolną ręką nieprzypiętą kabelkami do dziwnych maszyn oraz łóżka odgarnia ogniste kosmyki włosów przyklejone do suchych ust i porusza niespokojnie głową, jakby szukała jakiejkolwiek plamy innej barwy niż przerażającej czystości na ścianach i suficie. Jej wzrok padł na różowe rude końcówki włosów. Coś kolorowego. Wyróżniającego się z tłumu. Delikatnie chwyta w słabe palce kilka pomarańczowych niteczek i powoli pozwala im wyślizgnąć się z uścisku.
- Kawaii... - mruczy pod nosem, stwierdzając charakter ognia. Tylko ta myśl błądzi po jej głowie. Wszystko inne wypadło gdzieś przez przypadek. Istna pustka, ciemność. Żadnych wspomnień, ni pamięci. Tylko te białe ściany i włosy. Plus głośne, dziewczęce piski.
- Króliiiiiiiiiiiiiczkuuuuuuuuuuuuuuuu! - do sali wpadła niska, może osiemnastoletnia dziewczyna o iście białych włosach z fioletowymi pasemkami, które związała w dwa dziecięce kucyki, niechlujnie wypuściwszy osobne pasemka. Jej fioletowe, pełne życia oczy zerkają z przestrachem na tak zwanego "Króliczka", który tępo obserwuje właścicielkę głosu. - Michiru! Króliczku! Tak się martwiłam! Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Co powiedział lekarz? Ile widzisz palców? - zarzuca rudą tysiącami pytań, a przy ostatnim wysuwa w jej kierunku dłoń.
- Trzy? - liczy cicho poszkodowane dziewczę.
- Ach! Tak! Żyjesz! Żyjesz! Mój Króliczek! - fioletowowłosa gwałtownie obejmuje "Króliczka".
- Kim jesteś? - duka niepewna swoich myśli oraz słów. Ów gość najwidoczniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał, więc jedynie odsuwa się od znajomej, patrząc na nią jak na ducha. Chce coś powiedzieć, ale jąka się.
- N-n-nie pamiętasz mnie? - mówi w końcu ostatkami sił. Uzyskuje jedynie sprzeczny ruch głową. - Jestem Aya Tsukada, twoja przyjaciółka! A ty to Michiru Imamura! Przewodnicząca koła artystycznego! Chodzisz razem ze mną do klasy 2-A w publicznym liceum w Aomori w prefekturze Aomori! Pieszczotliwie dajesz się nazywać Króliczkiem albo Michi! - zrozpaczona kobietka prawie że płacze, wypowiadając te ciężkie dla niej słowa.
- Michi - powtarza echem ruda, po czym wyciąga dłoń i głaszcze delikatnie przyjaciółkę po głowie. - Przepraszam, nic nie pamiętam - mówi cichym, nieprzytomnym głosem całkowicie wypaczonym z emocji. Głuchy idiotyzm.
- A wypadek? Shin? - Aya nie ustępuje, wierząc, że w głowie Michiru kłębią się jakieś drobne urywki wspomnień, jednakże jej nadzieja zostaje rozwiana wraz z przeczącym kiwaniem głowy. Wzdycha ciężko, po czym odsuwa się od przyjaciółki. Milczy przez kilka minut, po czym znowu się odzywa:
- Zaraz przyjdzie tu Akihiko.
- Co to? - patrzy na nią zaskoczona czerwonooka.
- Nie "co", ale "kto". Twój starszy brat, który właśnie próbuje cię wypisać ze szpitala jako pełnoletni członek rodziny Imamura, może nie pamiętasz, ale kilka dni temu skończył dwadzieścia lat (w Japonii pełnoletność uzyskuje się po skończeniu dwudziestego roku życia) - spojrzała tępo na ścianę tuż przed nią. Aya nie wiedziała co mówić, przecież jej najlepsza przyjaciółka jeszcze za czasów dziecięcych nie była już tą samą przyjaciółką. Straciła pamięć.
- A co z moimi rodzicami? - odzywa się nieśmiało ognistowłosa. - Oni nie mogą mnie odebrać?
- Ach! Oni! Ano... Etto... twoja mama umarła na raka serca, a twój tata cały czas pracuje, żeby wyżywić ciebie i brata - mówi coraz ciszej fioletowooka, spuszczając wzrok na ziemię.
- Rozumiem - pokwituje krótkim skinieniem głowy, po czym zerka na drzwi, za którymi da się słyszeć cichy stukot podeszew butów. Wkrótce do sali wchodzi wysoki, metr dziewięćdziesiąt na oko, mężczyzna w okularach oraz z postawionymi na jeża śnieżnobiałymi włosami. Zimny wzrok rozgląda się dookoła, a potem pada prosto na rudowłosą. Zdejmuje okulary. Jego kąciki ust unoszą się w delikatnym uśmiechu.
- A jednak żyjesz, mała - ponownie wsunął okulary na nos.
Rzuca jej kolorowe ubrania przywiezione z domu.
- Przebieraj się, zabieram cię z tego piekła - śmieje się ciepło. Dziewczę jedynie potakuje szybko głową i ześlizguje się z łóżka. Powoli rusza do łazienki, gdzie ściąga za luźne szpitalne ciuchy, a potem zakłada czarną sukienkę z czerwonym paskiem u dołu spódnicy. W talii przepina biały pasek, na kołnierzyku zawiązuje karmazynową wstążkę, plus zarzuca na siebie coś w stylu białego kitla. Na szyi zawiązuje żółty szalik i aby dopełnić strój na nogi wciąga białe zakolanówki oraz brązowe buty na niewielkim obcasie. Rude kosmyki włosów zawiązuje chaotycznie w niewielki koczek z tyłu głowy szkarłatną wstążką. Wychodzi gotowa z sali.
- Zwarta i gotowa opuścić wariatkowo! - śmieje się radośnie, patrząc na lekko melancholijną twarz mężczyzny, który dosłownie kilka minut temu został poinformowany o amnezji siostry. Akihiko milczy, po czym ruchem dłoni daje znak, że można ruszać do samochodu. Wraz z Michiru oraz nim rusza Aya.
<Ame? :v>
czwartek, 14 stycznia 2016
Od Natalie cd. do Christopher'a
Kiedy usnęłam, nie mogłam jednej rzeczy sobie przypomnieć… Czy Christopher spał czy też nie… Nie wiedziałam tego. A podczas snu słyszałam różne szmery poza naszą sypialnią. Dziwne, słuch mi się wyostrzył, ale to chyba w pewnym sensie lepsze. Wszystko ucichło, w pewnym momencie ktoś przysiadł na łóżku. Jednak zignorowałam to i próbowałam o tym nie myśleć. Jednak kiedy się obudziłam – była to Angel, która trzymała coś w ręce. Nie wiedziałam co to jest. Szybko odsunęłam się do tyłu, gdzie napotkałam przeszkodę jaką był Louis. Christopher’a ciało leżało na środku pokoju, był nieprzytomny… Takie miałam wrażenie, dopóki nie zauważyłam krwi wokół jego głowy. Nerwowo i szybko do tyłu i wpadłam właśnie już w tedy w sidła brata… Złapał mnie i przydusił, tym samym straciłam przytomność, a później już była pustka… Zwykła czarna nicość.
~~
Obudziłam się podrywając z łóżka na którym siedział Christopher. Mój oddech wciąż był nierówny, nerwowo łapałam to czego mi przez chwilę zabrakło.
- Natalie, co się stało? – spytał mężczyzna.
- To tylko sen, nic innego… - wyszeptałam szukając wzrokiem ciuchów.
Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam, nie mogłam. Wstałam kiedy tylko dojrzałam rzeczy, które były złożone i odłożone na krzesło. Szybko je założyłam – bieliznę i bluzkę. Po tym wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, której nie zamknęłam. Przemyłam twarz, tym samym cicho mówiłam sobie pod nosem, że to tylko sen, a Louis już nas nie nawiedzi, przecież nie ma jakim sposobem. Spojrzałam w lustro, za mną stał mężczyzna. Wzdrygnęłam się i ponownie przypomniał mi się obraz, który miałam w śnie, ale to się nie może spełnić. Przecież Lou nie ma… Angel taka nie jest, znaczy, nie wiem tego… Jeszcze parę razy przemyłam twarz, po czym wytarłam ją ręcznikiem. Chciałam ominąć Chris’a, ale uniemożliwił mi to. Złapał moją dłoń i przyciągnął do siebie. Spojrzał na mnie, jego oczy były piwne. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, jednak szybko spuściłam wzrok, tym samym wtuliłam się w niego.
- Powiesz co jest? – spytał.
- Nie chcę. – odparłam cicho.
Nerwowo ścisnęłam jego koszulę, którą miał założoną. Kiedy puściłam materiał, był cały pognieciony. Uniosłam wzrok do góry, ukochany wciąż na mnie patrzył, jego oczy wciąż nie zmieniły koloru. Szybko opuściłam pomieszczenie i przeszłam do kuchni. Nie wiedziałam, ale jeszcze to co mi się przyśniło, wciąż dawało o sobie znaki. Tamta dwójka nic na mnie nie zdziałała, ale kiedy tylko spoglądałam na naszą sypialnie, od razu przechodził mnie dreszcz, który był nieprzyjemny…
Christopher?
~~
Obudziłam się podrywając z łóżka na którym siedział Christopher. Mój oddech wciąż był nierówny, nerwowo łapałam to czego mi przez chwilę zabrakło.
- Natalie, co się stało? – spytał mężczyzna.
- To tylko sen, nic innego… - wyszeptałam szukając wzrokiem ciuchów.
Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam, nie mogłam. Wstałam kiedy tylko dojrzałam rzeczy, które były złożone i odłożone na krzesło. Szybko je założyłam – bieliznę i bluzkę. Po tym wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, której nie zamknęłam. Przemyłam twarz, tym samym cicho mówiłam sobie pod nosem, że to tylko sen, a Louis już nas nie nawiedzi, przecież nie ma jakim sposobem. Spojrzałam w lustro, za mną stał mężczyzna. Wzdrygnęłam się i ponownie przypomniał mi się obraz, który miałam w śnie, ale to się nie może spełnić. Przecież Lou nie ma… Angel taka nie jest, znaczy, nie wiem tego… Jeszcze parę razy przemyłam twarz, po czym wytarłam ją ręcznikiem. Chciałam ominąć Chris’a, ale uniemożliwił mi to. Złapał moją dłoń i przyciągnął do siebie. Spojrzał na mnie, jego oczy były piwne. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, jednak szybko spuściłam wzrok, tym samym wtuliłam się w niego.
- Powiesz co jest? – spytał.
- Nie chcę. – odparłam cicho.
Nerwowo ścisnęłam jego koszulę, którą miał założoną. Kiedy puściłam materiał, był cały pognieciony. Uniosłam wzrok do góry, ukochany wciąż na mnie patrzył, jego oczy wciąż nie zmieniły koloru. Szybko opuściłam pomieszczenie i przeszłam do kuchni. Nie wiedziałam, ale jeszcze to co mi się przyśniło, wciąż dawało o sobie znaki. Tamta dwójka nic na mnie nie zdziałała, ale kiedy tylko spoglądałam na naszą sypialnie, od razu przechodził mnie dreszcz, który był nieprzyjemny…
Christopher?
czwartek, 14 stycznia 2016
Od Matthew'a cd. do Art
W pierwszej chwili nie miałem zielonego pojęcia co to za taniec. Kroki coś jakoś mi świtały ale, co to było? Nie miałem pojęcia. Powtarzając niezwykle znajome kroki wirowaliśmy na parkiecie pomiędzy innymi parami. W pewnym momencie trzy razy obkręciłem partnerkę prowadząc ją głębiej w tłum by po chwili jedna z moich dłoni znów znalazła się na jej łopatce. Kolejne kroki, obroty, pochylenia. Art świetnie tańczyła, ja niestety nie jestem aż tak wspaniałym tancerzem. No więc tańczyliśmy sobie…jak dwa Michały?
Gdy melodia dobiegła końca wszystkie pary skończyły tańczyć, w tym i ja z blondynką.
-Świetnie tańczysz-powiedziałem uśmiechając się szeroko.-Ja nawet nie wiem co tańczyłem.
-Walc wiedeński-odpowiedziała piegowata śmiejąc się na widok mojego wyrazu twarzy.
Podrapałem się po głowie i chwilę zastanawiałem.
-Być może…idziemy coś zjeść?-spytałem wskazując stoły.
Wszyscy siedzieli i coś zajadali, a ja przyznam nie miałem okazji jeszcze niczego tknąć. Pociągnąłem dziewczynę w stronę krzeseł i zajęliśmy dwa wolne miejsca. Jedzenie, śmiechy, tańce i wszystko inne.
~~*~~
Po kilku godzinach wszystko się skończyło. Cała nasza trójka pomagała w sprzątaniu więc zmęczeni i z pakunkami wróciliśmy do komórki. Odstawiłem prezenty moje i Art. i odetchnąłem.
-Spaaaaaać-zawołałem i miałem ochotę już zasnąć, tu i teraz.
Ale ojczulek kocha mnie jak diabli.
-Nie miałeś przypadkiem pójść do magazynów i sprawdzić tych głupich kontenerów?-spytał z powątpieniem.
Przymknąłem oczy. Jakie magazyny, jakie kontenery? Aaaaa, dobra. Wiem!
-Ale ja tam sam nie pójdę, drabiny nie mamy a za niski jestem by tam zajrzeć-stwierdziłem z głupim uśmiechem.
Błagam daj mi spokój. Błagam daj mi spokój i sam to sprawdź.
-W takim razie pójdzie z tobą Art.-zakominukował uśmiechając się szeroko.-Nie dziękujcie. A teraz go go go! Nie włóczcie się za długo po magazynie.
Spojrzałem na niego spod byka i wyszedłem na klatkę schodową, a za mną blondynka.
-Przysięgam, że kiedyś też tak go wystawię-mruknąłem i zacząłem schodzić w dół po schodach.
Schodziliśmy w ciszy zaledwie kilka minut. Otworzyłem drzwi do magazynu i wpuściłem przodem piegowatą.
-Nie mam pojęcia co mieliśmy sprawdzić-stwierdziłem.-Ale chyba trzeba do nich zajrzeć.
-Chyba tak-odpowiedziała mi Art. i ruszyliśmy do kontenerów.
Były spore, bardzo spore.
-Podsadzę się, spojrzysz co tam jest i się zwijamy, okey?-pytam rozciągając się lekko.
Dziewczyna pokiwała głową więc kucnąłem bym mógł wziąć ją na barana. Piegowata usiadła na moich ramionach a ja trzymając jej nogi powoli wstałem. Zachwiałem się lekko i podszedłem bliżej jednego z kontenerów.
-Co tam jest?-spytałem.
Dziewczyna wychyliła się i dokładnie zaglądała do środka.
-Nie widzę-stwierdziła.-Jest tam tylko coś na dnie.
W pewnym momencie dziewczyna zawisła na kontenerze i wpadła do środka.
-Art!-zawołałem przestraszony.
-Nic mi nie jest, tu są jakieś poduszki.-odpowiedziała a echo rozniosło się prawie na pół magazynu.
Westchnąłem i rozejrzałem się w poszukiwaniu czegokolwiek aby na to stanąć.
-Zaraz wyciągnę cię stamtąd!-zawołałem.
Przysunąłem do kontenera stos skrzynek i stanąłem na nie. Zajrzałem do środka, było tu naprawdę ciemno.
-Art, podejdź to cię wyciągnę-oznajmiłem jednak nikt mi nie odpowiedział.
Nieco zaniepokojony przyjrzałem się zawartości w środku, lecz nigdzie nie dostrzegałem dziewczyny. Niewiele myśląc wskoczyłem do środka i rozejrzałem się. Gdzieś między kołdrami dojrzałem rękę, która należała…do blondynki! Zacząłem odgarniać materiał a sylwetka koleżanki upadała jeszcze głębiej, jakby do pewnej dziury. W ostatniej chwili, nim spadła chwyciłem jej dłoń. Spadliśmy oboje. Powieki same z siebie zamykały mi się.
-Co się u diaska dzieje?-zawołałem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, odpłynąłem do dziwnej krainy.
Art? Hehehe….
Gdy melodia dobiegła końca wszystkie pary skończyły tańczyć, w tym i ja z blondynką.
-Świetnie tańczysz-powiedziałem uśmiechając się szeroko.-Ja nawet nie wiem co tańczyłem.
-Walc wiedeński-odpowiedziała piegowata śmiejąc się na widok mojego wyrazu twarzy.
Podrapałem się po głowie i chwilę zastanawiałem.
-Być może…idziemy coś zjeść?-spytałem wskazując stoły.
Wszyscy siedzieli i coś zajadali, a ja przyznam nie miałem okazji jeszcze niczego tknąć. Pociągnąłem dziewczynę w stronę krzeseł i zajęliśmy dwa wolne miejsca. Jedzenie, śmiechy, tańce i wszystko inne.
~~*~~
Po kilku godzinach wszystko się skończyło. Cała nasza trójka pomagała w sprzątaniu więc zmęczeni i z pakunkami wróciliśmy do komórki. Odstawiłem prezenty moje i Art. i odetchnąłem.
-Spaaaaaać-zawołałem i miałem ochotę już zasnąć, tu i teraz.
Ale ojczulek kocha mnie jak diabli.
-Nie miałeś przypadkiem pójść do magazynów i sprawdzić tych głupich kontenerów?-spytał z powątpieniem.
Przymknąłem oczy. Jakie magazyny, jakie kontenery? Aaaaa, dobra. Wiem!
-Ale ja tam sam nie pójdę, drabiny nie mamy a za niski jestem by tam zajrzeć-stwierdziłem z głupim uśmiechem.
Błagam daj mi spokój. Błagam daj mi spokój i sam to sprawdź.
-W takim razie pójdzie z tobą Art.-zakominukował uśmiechając się szeroko.-Nie dziękujcie. A teraz go go go! Nie włóczcie się za długo po magazynie.
Spojrzałem na niego spod byka i wyszedłem na klatkę schodową, a za mną blondynka.
-Przysięgam, że kiedyś też tak go wystawię-mruknąłem i zacząłem schodzić w dół po schodach.
Schodziliśmy w ciszy zaledwie kilka minut. Otworzyłem drzwi do magazynu i wpuściłem przodem piegowatą.
-Nie mam pojęcia co mieliśmy sprawdzić-stwierdziłem.-Ale chyba trzeba do nich zajrzeć.
-Chyba tak-odpowiedziała mi Art. i ruszyliśmy do kontenerów.
Były spore, bardzo spore.
-Podsadzę się, spojrzysz co tam jest i się zwijamy, okey?-pytam rozciągając się lekko.
Dziewczyna pokiwała głową więc kucnąłem bym mógł wziąć ją na barana. Piegowata usiadła na moich ramionach a ja trzymając jej nogi powoli wstałem. Zachwiałem się lekko i podszedłem bliżej jednego z kontenerów.
-Co tam jest?-spytałem.
Dziewczyna wychyliła się i dokładnie zaglądała do środka.
-Nie widzę-stwierdziła.-Jest tam tylko coś na dnie.
W pewnym momencie dziewczyna zawisła na kontenerze i wpadła do środka.
-Art!-zawołałem przestraszony.
-Nic mi nie jest, tu są jakieś poduszki.-odpowiedziała a echo rozniosło się prawie na pół magazynu.
Westchnąłem i rozejrzałem się w poszukiwaniu czegokolwiek aby na to stanąć.
-Zaraz wyciągnę cię stamtąd!-zawołałem.
Przysunąłem do kontenera stos skrzynek i stanąłem na nie. Zajrzałem do środka, było tu naprawdę ciemno.
-Art, podejdź to cię wyciągnę-oznajmiłem jednak nikt mi nie odpowiedział.
Nieco zaniepokojony przyjrzałem się zawartości w środku, lecz nigdzie nie dostrzegałem dziewczyny. Niewiele myśląc wskoczyłem do środka i rozejrzałem się. Gdzieś między kołdrami dojrzałem rękę, która należała…do blondynki! Zacząłem odgarniać materiał a sylwetka koleżanki upadała jeszcze głębiej, jakby do pewnej dziury. W ostatniej chwili, nim spadła chwyciłem jej dłoń. Spadliśmy oboje. Powieki same z siebie zamykały mi się.
-Co się u diaska dzieje?-zawołałem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, odpłynąłem do dziwnej krainy.
Art? Hehehe….
czwartek, 14 stycznia 2016
środa, 6 stycznia 2016
Od Art cd. do Matthew'a
Art pod wpływem silnego chwytu Ame zeskakuje z krzesła i z ufnością, jaką nie potrafiła obdarzyć nikogo od czasu Freemium, biegnie za mężczyzną, rozchyliwszy lekko usta oraz powieki oczu z zaskoczenia i niespodziewanej reakcji. Na prośbę brązowowłosego siada pod drzewkiem, które delikatnie muska jej plecy swoimi igiełkami, czeka aż on wróci, zastanawiając się ukradkiem cóż takiego planuje. Długo nie było jej dane czekać, gdyż zaraz pod jej nosem zawitała dosyć spora torba w reniferki, którą Art niepewnie dotknęła, patrząc na Ame. On siedzi obok niej, chcąc zachęcić do otworzenia prezentu, więc blondynka sięga dłonią do środka opakowania i wyczuwszy pod palcami coś miękkiego oraz przyjemnego w dotyku, wyciąga zawartość. Miś. Był śliczny. Art nie mogła oderwać od niego wzroku. Bardzo trafiony prezent jak na nią. To infantylne dziewczę, której upodobania wciąż krążą pośród dziecięcych zabawek oraz pragnienia ciepła od drugiej osoby. Lubiła się przytulać, więc tego typu podarek z pewnością długo zapadnie jej w pamięci. Zaraz w dłoni ląduje śliczna ramka wyklejona muszelkami, które były darzone przez panienkę ogromną sympatią, a za szkiełkiem zdjęcie roześmianej Happy... nie, Amelki. Wszystkie zdjęcia Happy spłonęły, papiery, dokumenty, całe laboratorium, więc to musi być kopia fotografii siostry Ame.
Po krótkim monologu mężczyzny podnosi głowę i delikatnie całuje go w nos, który akurat jest najbliżej zasięgu kobietki. Uśmiecha się lekko.
- Dziękuję, są piękne - mruży powieki pod wpływem wpełzającego uśmiechu. Taki wyraz twarzy fachowo zwie się eye smile. - I nic nie szkodzi, było całkiem... zabawnie. Możesz czuć się zaszczycony, jako pierwszy ukradłeś mój pocałunek. Przynajmniej na trzeźwo - zaśmiała się, nie ukrywając delikatnego rumieńca powoli wpływającego na blade policzki. Milknie na chwilę, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała, jednakże nie peszy się jak wcześniej, wręcz ma ochotę roześmiać się na głos. - Tak na marginesie, wybrałam dla ciebie sztylet, ponieważ miał sam za siebie mówić "nie umieraj za szybko" - uśmiecha się pod nosem, nie patrząc na Ame, ale na zdjęcie dziewczynki łudząco przypominającej Happy. Wodzi palcem po kremowych muszelkach o przeróżnych kształtach.
Ni stąd, ni zowąd zespół całkowicie zmienia nutę, a wokalista zamienia się miejscami z przedstawicielką płci pięknej. Art poznaje piosenkę, którą często nucił jej przyjaciel Carlos, kiedyś nauczył ją tańca do akompaniamentu jej melodii, więc odruchowo wstaje z podłogi, chowając misia i ramkę do torby, po czym łapie mężczyznę za ręce. Ciągnie go na parkiet, gdzie deczko niepewnie go nakierowuje. Jego prawą rękę kładzie na łopatkach, zaś na lewej opiera swoją dłoń.
Uśmiecha się przyjaźnie, naprowadzając Ame na rytm walca wiedeńskiego.
<Ame? Na więcej mnie nie stać; te walce wiedeńskie już mnie prześladują ;----------; >
Po krótkim monologu mężczyzny podnosi głowę i delikatnie całuje go w nos, który akurat jest najbliżej zasięgu kobietki. Uśmiecha się lekko.
- Dziękuję, są piękne - mruży powieki pod wpływem wpełzającego uśmiechu. Taki wyraz twarzy fachowo zwie się eye smile. - I nic nie szkodzi, było całkiem... zabawnie. Możesz czuć się zaszczycony, jako pierwszy ukradłeś mój pocałunek. Przynajmniej na trzeźwo - zaśmiała się, nie ukrywając delikatnego rumieńca powoli wpływającego na blade policzki. Milknie na chwilę, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała, jednakże nie peszy się jak wcześniej, wręcz ma ochotę roześmiać się na głos. - Tak na marginesie, wybrałam dla ciebie sztylet, ponieważ miał sam za siebie mówić "nie umieraj za szybko" - uśmiecha się pod nosem, nie patrząc na Ame, ale na zdjęcie dziewczynki łudząco przypominającej Happy. Wodzi palcem po kremowych muszelkach o przeróżnych kształtach.
Ni stąd, ni zowąd zespół całkowicie zmienia nutę, a wokalista zamienia się miejscami z przedstawicielką płci pięknej. Art poznaje piosenkę, którą często nucił jej przyjaciel Carlos, kiedyś nauczył ją tańca do akompaniamentu jej melodii, więc odruchowo wstaje z podłogi, chowając misia i ramkę do torby, po czym łapie mężczyznę za ręce. Ciągnie go na parkiet, gdzie deczko niepewnie go nakierowuje. Jego prawą rękę kładzie na łopatkach, zaś na lewej opiera swoją dłoń.
Uśmiecha się przyjaźnie, naprowadzając Ame na rytm walca wiedeńskiego.
<Ame? Na więcej mnie nie stać; te walce wiedeńskie już mnie prześladują ;----------; >
wtorek, 5 stycznia 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)