środa, 11 listopada 2015

Od Marshall'a cd. do Jasmine

Marshall zmarszczył brwi na sam dźwięk nieznajomego głosu ględzącego coś o Chrystusie. W kij prawdy, gdyby przylazł tu Syn Boży byłby koniec świata. Amen. Czyta się Biblię, nie? A jasno czarno na białym pisało, że gdy Chrystus ponownie zejdzie na ziemię to będzie wielka rzeźnia i ludzie trafią na Sąd Ostateczny, Shinigami będą mieć wtedy w ciul pracy. Nadrobią grafik za wszystkie czasy.
Poczuł potworny ból w klatce piersiowej na miejscu serca. Automatycznie odepchnął od siebie zmartwioną stanem zdrowotnym Marshalla i z ogromną siłą zderzył się ze ścianą. Wypluł krew, która spłynęła mu do gardła, a potem padł na ziemię, powoli zapadając w sen. Obraz całkowicie się rozmazał. Pozostała ciemna pustka, nieograniczona samotność i smutek, bezczynność i walka, nadzieja i rozpacz, nikt i Marceli. Znowu był sam przykuty swoją słabą wolą do lustrzanej posadzki. Nie mógł się poruszyć, mówić, myśleć, cokolwiek zrobić, by wymknąć się z tej żelaznej bezczynności. Nawet do końca nie wiadomo czy Marshall był Marshallem, czy kimś innym, może to tylko zimna egzystencja wyobraźni, martwy duch niczego, drobny przedmiot zgubiony w pustynnym piasku, malutkie ziarenko żwiru. Ta niepewność niszczyła jego umysł, rozpierała go od środka i rozdzierała wszystkie uczucia. Doprowadzała go do szału śmierci. Umierał po cichu, niknąc w przestrzeni.
- Nie. Nie umieram. Wypuść mnie, potworze. Chcę wrócić. Jestem Marshall. Marshall Vincenty Sivlan Elvire. Shinigami. Bóg śmierci. To ja tobą rządzę. Matko. Jestem wrednym, egoistycznym i zakochanym w sobie dzieciakiem. Lubię niszczyć innych. To moja pasja. - uśmiechnął się sadystycznie, nie wiedząc nawet co mówi. To było silniejsze od woli Marcieliego, przejmowało go, powracał dawny niszczyciel umysłów. - Giń, słabości moja - rzekł szybko, a cała szklana ciemność rozprysła się. Marshall znowu był przy Jasmine. Nie, to nie Marshall. To jakaś podróba, dawny projekt Marshalla.
- Odsuń się ode mnie - rzekł chłodno do kucającej przy nim Jasmine, po czym sam wstał bez najmniejszych oporów. Tajemniczy wirus zniknął całkowicie z jego ciała, fizycznie był zdrowy, ale co z psychiką? Rozejrzał się dookoła, pod jego "nieobecność" nagromadziło się całkiem sporo demonów, więc podniósł z ziemi zakrwawioną i uschniętą różę. Dotknął delikatnie jej łodygi i ni stąd, ni zowąd zmieniła się w katanę. Wprawiona w ruch cięła w z szaleńczym temperamentem, rozpryskując krew na wszystkie strony.



Gdy ostatni demon padł, Marshall odwrócił się cały pobrudzony posoką i spojrzał pustymi, strasznymi oczami na Jasmine.



- Kim jesteś? - wysyczał ponuro.

<Jasmine? Nie fochaj. :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X