"W co ty pogrywasz, duchu?" - pomyślał, zacisnąwszy mocniej szczęki.
"Chcę cię zatrzymać przy sobie, synku" - odparł delikatny, acz przerażający i zimny, kobiecy głos. Marceliego aż przeszył dreszcz.
- Zasady? Pewnie wymyślane na poczekaniu - warknął, po czym chwycił Jasmine za rękę i pociągnął ją ku pierwszemu lepszemu korytarzowi. Nic nie zdziałają, jeśli będą stać w jednym miejscu, a przecież po jakimś czasie wyjdą z tego zatęchłego labiryntu. Shinigami wierzył w to z całego serca. Znajdzie się sposób na wolność.
Pchnął drzwi, które spotkali na końcu. Salę, którą znaleźli wypełniały ostro pachnące róże ociekające powoli spływającą krwią. Ściany całe popękane zdawały się zapadać pod swoim ciężarem, jednak było to tylko złudzenie optyczne albo dziwne wrażenie wywołane przez przerażającą aurę tego miejsca.
Na środku pokoju ustawione były trzy stoliki, a na nich po jednym przedmiocie. Karta, konkretnie as, pionek do szachów, król oraz kluczyk.
- Co to? Bawimy się w "Alicję z Krainy Czarów"? - Marshall uniósł jedną brew, wziąwszy w dłoń kartę. Ni stąd, ni zowąd przedmiot zamienił się w dziwną maź, która zaczęła powoli obrastać rękę Elvire.
"Nic nie jest tym, na co wygląda, synu. Uważaj, jeśli nie znajdziesz antidotum w przeciągu pięciu godzin, moja trucizna zacznie wgryzać się w twoje ciało, serce, mózg i umrzesz." - usłyszał matczyny głos.
- Cho.lera! - mruknął.
<Jasmine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz