niedziela, 15 listopada 2015

Romeo Westwic "POLEGŁ" [*]


Cel, marzenie: Odbiło ci, zbzikowałeś, dostałeś fioła. Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci.
Imię i nazwisko: Tam skąd pochodzi nazywają go Szalonym Kapelusznikiem, aczkolwiek bez żadnych skrupułów można do niego mówić Romeo Westwick. Takie nazwisko nosiła jego nieznana matka, zaś imię wymyślił ojciec. Pomysł zaczerpnął z angielskiego dramatu Williama Szekspira "Romeo i Julia", stwierdził, że jest to zbyt smutne dzieło i zadaniem syna będzie je rozweselić.
Wiek: Zdążył już skończyć dziewiętnaście lat, teraz czekać aż mu dwudziestka stuknie.
Rasa: A kij wie czym on jest. Obecnie zidentyfikowano trzy gatunki jakoś opisujące tego młodziana - Książkowa postać, bo niby skąd się wyrwał? No z książki, przynajmniej takowe krążą plotki, zaś on sam mówi, że dostał krew Żaberzwłoka i za rozkazem Białej Królowej przybył tutaj. Kolejnym pomysłem jest mag, no dobra, posiada w sobie jakąś ilość magii, którą potrafi wykorzystać, ale czy to rzeczywiście mag... I ostatnia koncepcja, najbardziej prawdopodobna - po prostu Szalony Kapelusznik. Człowiek o dziwnym zachowaniu, kreatywnym umyśle, wspaniałych kapeluszach i zaskakujących zagadkach. Niby nic wielkiego ani trudnego, a niejedna osobistość zastanawiała się nad tokiem myślenia ów istoty.
Płeć: Ze względu na płaską klatkę piersiową, rozłożyste barki, umięśnione ramiona i brzuch chyba kobietą nazwać go nie można, ale ślepym podpowiem, iż to najprawdziwszy mężczyzna.
Charakter: Romeo to wyjątkowo głośna i nieprzewidywalna istota, której umysł jest dwadzieścia razy bardziej skomplikowany, niż u normalnego myślącego stworzenia. Patrzy na wszystko zupełnie inaczej i inaczej to wszystko traktuje. Wszędzie postrzega życie, nieważne czy to kamień, czy to woda, ogień, sądzi, że każdy najmniejszy obiekt był wcześniej duszą, z tego powodu szanuje otoczenie, chociaż często jest zmuszony użyć przemocy ze względu na kompletny brak manier w ów świecie, do którego trafił. Oczywiście służy też jako pomoc duszom, praktycznie nigdy nie oprze się miłemu "proszę". Bardzo lubi wspierać innych swoimi dłońmi, a zwłaszcza, gdy wie, że ktoś nie jest w stanie zrobić tego sam. Poniekąd czuje pewne zobowiązanie do podtrzymania w razie upadku, zarówno istot martwych, jak i oddychających. Wiąże się to z wiernością. Gdyby zostawił kogoś na lodzie, nie byłby sobą, a co więcej skazałby się na hańbę oraz dokuczliwą wojnę z sumieniem. Osobiście nienawidzi tego uczucia, dlatego unika go na wszelkie możliwe sposoby, a z zupełnie innej perspektywy można śmiało uznać, że zbyt dobrze go wychowano. Praktycznie od malutkiego dawano mu lekcje dobrego wychowania i non stop pilnowano, aby w żadnym wypadku nie postąpił wbrew zasadom. No niestety dziecko idealne się skończyło, a stalowa dyscyplina poszła w las. Przestał podlegać wyżej postawionym i sam zaczął decydować o swoim losie. Nie znosi, kiedy ktoś prawi mu morały i próbuje przekonać do wykonania czynności, która według Romea tylko zaszkodzi. Jeśli komuś przywidzi się go namówić do czegoś to niech lepiej przygotuje sobie sporą ilość dobrych argumentów "dlaczego ma tak być, a nie inaczej". Wszystko musi mieć uzasadnione i wyłożone na tacy, wtedy, być może wtedy będzie w stanie przyhamować nieco niezależność, aczkolwiek i tak jedną nogą stanie po swojej stronie. Czasem specjalnie zrobi coś na opak, aby dokuczyć, jednak żadna złośliwość nie jest nieuzasadniona. Szalony Kapelusznik nie potrafi być niemiły bez powodu. Trzeba naprawdę się wysilić, aby spaść w jego oczach. Wyjątkami są wyzwiska spływające na osoby innych oraz na niego samego. Nie zważy wtedy na swoją cierpliwą naturę i tak dokopie, że ów "chuliganowi" odechce się dokuczać. Uważa, że każdy jest sobie równy i nie ma czegoś takiego jak "kasty psychiczno-fizyczne", które dosyć często zdarzają się w różnych społeczeństwach. Jest niezwykle tolerancyjny i nie zwraca uwagi na odmienne poglądy, religie, czy orientację seksualną. A także akceptuje wygląd, gdyż jest to niezależna cząstka tworząca się bez naszej świadomości. Liczy się tylko charakter, ten element już sami kształtujemy i sprawiamy jacy będziemy. Romeo pracuje także nad sobą, aby za wszelką cenę wyeliminować wady utrudniające życie. Do takowych skaz należy nazbyt wielka ciekawość. Zapytać nie zapyta, ale szpiegować będzie, wetknie nos w nieswoje sprawy i będzie dążyć do zdobycia upragnionych informacji, choćby mieliby go wsadzić w kaftan bezpieczeństwa. Dorwie się do najszczelniej zamkniętych papierów i wykiwa każdego, kto stanie na drodze do celu, ale oczywiście można mu zaufać. Nie wygada sekretów za żadne skarby świata, zabierze wszystko do grobu i zabarykaduje trumnę na trzydzieści kłódek. Bardzo lubi mówić i jest typowym ekstrawertykiem, ale w sytuacjach wymagających milczenia nie odezwie się słowem. Najwyżej będzie się głośno śmiał, jak na co dzień zresztą, zadawał głupie zagadki i nabijał z wrogów. Oczywiście jak to Romeo. Nie przepuści okazji do pożartowania. Praktycznie non stop ma dobry humor i wszędzie go pełno. Jest niczym wielka mucha, która wszędzie się wepchnie niezależnie od sytuacji lub miejsca.
Zainteresowania: Czym się interesuje? To dosyć trudne pytanie, gdyż jego kręci dosłownie wszystko. Niezależnie od popularności, ekstremalności czy też zwykłego siedzenia - wypróbował praktycznie każdą możliwą "zabawę" i dalej pochłania coraz to większe zgromadzenia czynności. Na przykład to czystej krwi poliglota o szerokiej gamie wiedzy na temat języków obcych oraz krajów. Chociaż nie spędził w tym świecie sporo czasu, bardzo dużo się nauczył. Biblioteka czyni cuda, wystarczy tylko odrobinę ciekawości, a książka idzie za książką. Och, czytanie również jest jego pasją, ogólnie nauka bardzo podchodzi pod jego gusta. Jest ciągle ciekawy i nie może zaspokoić swoich wymagań wścibskości, dlatego codziennie robi jakieś nowe eksperymenty. Uwielbia także grać na fortepianie, cóż... on jest geniuszem. Grał odkąd tylko zdołał dosięgnąć klawiszy, nie potrzebował nawet mentora ani pomocy, aby do perfekcji opanować utwory autorstwa Fryderyka Chopina czy Ludwiga van Beethovena. Muzyka i fortepian to jego życie, twierdzi, że te dwa z pozoru nieistotne wynalazki ludzi są jak przyjemna choroba wnikająca do krwi, przejmując tym samym kontrolę nad umysłem oraz ciałem. Zapędza jednocześnie do tańca, który również urzekł Szalonego Kapelusznika, potem zaczął rozwijać to hobby i przeszło na gimnastykę, szermierkę i sztuki walk, dlatego też należy przemyśleć dwa razy propozycję sojuszu niż atakować, albowiem nie wiecie jaka siła kryje się w tym muskularnym ciele. Oczywiście uwielbia jeszcze sport zwany szachami. Uważa, że to gra godna samego króla, a w jego ojczystych progach szachy są symbolem narodowym. Gorzej z kartami, tych nienawidzi, gdyż przywołują mu złe wspomnienia powiązane z Królową Kier... Aczkolwiek to tylko przeszłość, nie przejmuje się nią zbytnio. Zależy mu tylko na teraźniejszości oraz podtrzymaniu kapeluszowego rzemiosła. To również jego pasja, uwielbia robić nakrycia głowy, berety, czapki, kapelusze, welony, byle co! Zadowoli go cokolwiek co można umieścić na czaszce, nawet twaróg!
Lubuje się także w kryminalistyce i zagadkach.
Rodzina: Ojcem chłopaka jest Szalony Kapelusznik, zaś matki nigdy nie poznał. Ale gdyby tak się zastanowić to cała Kraina Czarów jest jego rodziną, każdy kwiatek, każdy zwierzak, każdy kamyczek, wszystko i wszyscy!
Historia: Romeo przyszedł na świat jako pierwszy i ostatni syn Szalonego Kapelusznika oraz nieznanej nikomu kobiety, przynajmniej nikt nic nie wspominał o jej tożsamości. Ale młodzieńcowi to i tak nie przeszkadza. Bardzo lubił życie z ojcem. Wychowywał go dosyć surowo, ucząc manier oraz savoir vire'u, aczkolwiek nie brakło czasu na zabawkę, bankiety i wygłupy ze zgrają Obłąkanej Herbatki. Tam wszystko zdawało się być wspaniałe, nawet codzienne pomaganie ojcu w robieniu nakryć głowy dla Białej Królowej, dyskusje z Kotem z Cheshire obdarzającym każdego napotkanego osobnika wielkim uśmiechem, Mniamałygą zawziętą i upartą myszą, gonienie za Białym Królikiem, który wiecznie dbał o czas, rozprawianie z Marcowym Zającem na temat głupoty oraz dobrej kuchni, a także wykłócanie się Dyludyludim i Dyludyludamem o nie wiadomo co. Nie można też zapomnieć o spacerach z Alicją, którą uważał za najlepszą przyjaciółkę. Żyło mu się wspaniale w Krainie Czarów i każdego dnia czuł w sobie coraz więcej energii. Był typowym nosicielem owsików, nie mógł usiedzieć w miejscu pięciu minut, wszędzie go pełno. Często ludzie na niego narzekali, ale i tak czy siak uwielbiali tego młodego rozrabiakę z mnóstwem zagadek oraz pomysłów w głowie. Żył jak mu się poodbało, wstrzymywały go jedynie zasady ojca oraz Białej Królowej zachowującej się troszkę jak matka, ale wszystkich traktowała podobnie jak Romea.
Kraina Czarów była szczęśliwa, dopóki ich władczyni nie została obalona przez jajogłową Elżbietę, Królową Kier, okrutną kobietę bez uczuć, rządzącą surową ręką i skazującą na ścięcie nawet za nieznaczne przewinienia. Niszczyła piękny świat budowany od dawna przez mieszkańców tego jakże magicznego miejsca. Więziła ich, mordowała, raniła, zyskując tym samym coraz więcej okrutnych zwolenników. Dzięki swojej armii kart oraz pomocy wielkiego smoka, Żaberzwłoka mogła wszystko. Wykorzystywała berło w niesprawiedliwych celach. Wręcz krzywdzenie innych sprawiało jej ogromną satysfakcję, dla tej paskudnej żmii to była zabawa. Oczywiście wtedy Biała Królowa utworzyła osobną fortecę, aby uchronić innych i siebie. W tym czasie Biały Królik został wysłany na poszukiwania Alicji, przyszłej wybawicielki, zaś Szaleni Kapelusznicy zaszyli się w niewielkim domku i czekali na nią. Wkrótce znudzony tym ciągłym siedzeniem na czterech literach Romeo opuścił ojca, udając się do pałacu Białej Królowej, aby bezpośrednio jej służyć. Został jednym z żołnierzy i tam pomagał, wciąż modląc się o przybycie Tryumfatora. Często udawał się w przebraniu do zamku Królowej Kier, aby uwalniać zniewolonych z krat więziennych, a dzięki swojej zwinności oraz sprytowi żadna z takich wypraw nie zakończyła się fiaskiem, za każdym razem udawało mu się wyciągnąć wprawdzie ograniczoną ilość ludzi. Dzielnie walczył, zwodził strażników Krwawego Łba i układał coraz to nowsze strategie dotyczące ochrony, aż wreszcie sen mieszkańców Krainy Czarów stał się jawą. Alicja przybyła do Królowej i oczywiście zgodziła się być Tryumfatorem, zaś Romeo został mianowany generałem wojska. Wraz z Białą Królową, Alicją i wojownikami stawili się na polu walki - ogromnej szachownicy tuż przy ruinach starego zamku, gdzie mieli stoczyć bitwę wraz z Krwawym Łbem oraz jego Tryumfatorem. Krwi nie brakowało. Białe pionki szachownicy oraz czerwone karty zawzięcie ze sobą walczyły, podobnie jak i pozostali członkowie wojska, między innymi Mniamałyga, Szaleni Kapelusznicy, Kot z Cheshire. Każdy dawał z siebie sto procent, nie było innej możliwości jak wygrać, przynajmniej takiej myśli nie dopuszczał do siebie Romeo. W razie wypadku miał w rękawie dodatkowego asa, ale ten stał się zbędny, kiedy tylko Alicja jednym silnym ciosem odcięła głowę Żaberzwłokowi, skazując tym samym Królową Kier na porażkę. Biała władczyni wygnała siostrę i wróciła na tron, a w Krainie Czarów znów zaczęło rozkwitać szczęście. Romeo również był radosny, dopóki nie odeszła jego przyjaciółka - dumna Alicja. Mimo to dalej żył frygi-drygując z uśmiechem na twarzy.
Minęło sobie kilka dobrych lat. Kolejne złe wieści dotarły do władczyni Krainy Czarów. Okazało się, iż Czerwona Królowa przedostała się do świata ludzi, dlatego też jej siostra wysłała za nią swojego zaufanego przyjaciela - Romea. Oczywiście przystał na prośbę i za sprawą magicznej krwi Żaberzwłoka trafił do świata ludzi. Trochę plątał się po świecie, szukając Krwawego Łba. Znalazł go tutaj - w City of the Truth. Na rozkaz władczyni zgładził wroga za niezliczone przestępstwa i nie zwlekając długo Szalony Kapelusznik zaczął się zbierać. Aczkolwiek zgubił zapasowy flakonik z krwią Żaberzwłoka, aby ponownie stawić się w Krainie Czarów. Utknął tutaj, ale ciągle szuka drogi powrotnej. Przy okazji założył niewielki sklepik rzemieślniczy, w którym sprzedaje najlepsze kapelusze własnej roboty. Zakładzik ten stał się niezwykle popularny w mieście.
Partner: Osiem planet, dwieście cztery kraje, osiemset dziewięć wysp, siedem mórz, plus sześć miliardów ludzi... i jest singlem.
Zwierzę: Przyjaźni się z niewielką, białą myszką zwaną Mniamałygą, aczkolwiek to raczej nie jest pupil. Gdyby ją tak nazwał zapewne wydrapałaby mu oczy, podobnie jak Kot z Cheshire, który prędzej zemściłby się na kapeluszu młodzieńca. Za bardzo kusi kota jego wyjątkowość. Romeo próbował oswoić Bandzierchlasta oraz Żaberzwłoka, ale nic z tego nie wyszło. Może kilka ran. Tak więc wstrzymał się od adoptowania jakiegokolwiek zwierzątka.
Aparycja: Wysoki gentleman, którego wzrost liczy sto osiemdziesiąt cztery centymetry, zaś waga jest adekwatna. Zdrowo się odżywia, prowadzi aktywny tryb życia, co widać bo wyraźnie zarysowanych mięśniach na brzuchu oraz dobrze zbudowanej, szczupłej sylwetce stale kontrolowanej przez Romea. Nie pozwala sobie na zbędny tłuszczyk, a fast foody to kompletny wróg jego układu pokarmowego. Kiedy przybył do tego świata i pierwszy raz skosztował hamburgera, od razu go wypluł i wyrzucił do kosza. Toleruje jedynie cukier, ciasta, ciasteczka, cukierki.
Co do oczu bardzo łatwo rozpoznać ich kolor, są zwyczajnie błękitne, aczkolwiek ich barwa jest uważana za niezwykle tajemniczą i usłaną zagadkami. Samo spojrzenie przypomina idealnie naostrzony nóż przenikający przez każdy zakątek duszy, jednocześnie jego wzrok jest szczery, czysty oraz radosny, przynoszący nadzieję. Z tematem włosów będzie gorzej. Jest to poniekąd bardzo jasny platyn, aczkolwiek niektórzy sądzą, iż to biel. Sam Romeo uważa to za białą barwę z odcieniem blondu i uprzedziwszy pytanie - tak, są naturalne.
Na klatce piersiowej chłopaka spoczywa długa szrama powstała na wskutek paru nieporozumień z żołnierzami Królowej Kier, zaś do tatuażów ma pewną niezidentyfikowaną urazę.
Jeśli chodzi o ubiór to różnie się ubiera. Na ogół nosi wygodne, luźne ubrania pasujące do stylu tego świata, aczkolwiek nie ważyłby się wyrzucić ulubionego fraka, białej koszuli, żabotu oraz podartych, podniszczonych spodni i wysokich kozaków, a co więcej rękawiczek.
Inne:
● Jest uzależniony od herbaty. Kocha wszystkie gatunki i zawsze ma przy sobie kilka saszetek bądź listków.
● "Nie będę jeść słodyczy, nie będę jeść słodyczy, nie będę jeść słodyczy! ...O! Ciasteczko!"
● Wszędzie wlezie. Nieważne czy to zamknięty teren prywatny, piwnica, drzewo, wieżowiec, czy też słup energetyczny. On jest jak mysz.
● Nie rozstaje się ze swoim kapeluszem, ( http://orig15.deviantart.net/5049/f/2011/041/9/3/steampunk_mini_top_hat_by_diarment-d397yo2.jpg ) który nie ma ograniczonej pojemności i można w nim znaleźć dosłownie wszystko, od skrzydeł nietoperza, przez paralotnie i podręczne motocykle, aż po latające ryby prosto z Krainy Czarów.
● Bardzo często zadaje różnym ludziom zagadki. Jedne są łatwiejsze, inne trudniejsze.
● "Nie orientujesz się może co łączy gawrona i sekretarzyk?" - ulubiona zagadka.
● Czasem mówi niezrozumiale lub kompletnie bezsensu, przynajmniej dla niektórych ludzi nie potrafiących zrozumieć toku myślenia istot z Krainy Czarów.
● Ma alergię na orzechy we wszelakiej postaci.
● Lubi burzę oraz deszcz.
● Ma dziwny nawyk łażenia po zmroku. Nie wie dlaczego tak się dzieje, po prostu czuje dziwną potrzebę spaceru przed snem.
● Często zachowuje się jak duży dzieciak i podnieca się na widok rzeczy z tego świata, ale cóż poradzić, że on to jak z kosmita z Marsa.
● Nienawidzi alkoholu ani papierosów.
● Jest niezwykle wygimnastykowany, zwinny oraz szybki. Niejednego złodziejaszka wykiwał.
Login: Angelique1234
KRÓTKI OPIS "ŚMIERCI" ROMEA [*] :
Jego kochany ojczulek znalazł go w tym wymiarze, Szalony Kapelusznik, którego wysłała Biała Królowa i za sprawą krwi Żeberzwłoka powrócili razem do Krainy Czarów, gdzie Romeo baluje teraz przy herbatce :') 

niedziela, 15 listopada 2015

Od Chloe cd. do Matt'a i Art

Moja głowa ... Ała...
Delikatnie podniosłam się... Słyszałam wyraźnie łomot. Łomot - ktoś pukał do drzwi... Chciałam otworzyć. Nie widziałam Art , więc bez zastanowienia otworzyłam drzwi.
- Zabić... - w drzwiach stała jakaś dziewczyna. Nie była to ani Art ,ani znajoma mi dziewczyna. Była to zombie. Zaczęłam piszczeć w niebogłosy. Przybiegł Matt , a za nim Art.
- Co tu robi zombie? - zapytał mnie chłopak.
-Nie wiem.. - dziewczynopodobne coś zaczęło się do mnie zbliżać.
- Zostaw ją - Matt wybiegł przede mnie. Zombie miało go już ugryźć jednak wystawiłam przed niego rękę , przez co to coś mnie ugryzło. Uderzyłam dziewczynę ,a ta się rozpadła.
- Chloe , nic Ci nie jest? - poczułam dziwny ból w głowie. Powoli ze mnie wydobywał się coś na podobieństwo dymu. Kolejno pojawiały się moje 3 osobowości : Eolhc , Cholly i Helloc. Zło , przerażenie , ignorancja.
- Nareszcie. Nie muszę się kisić z tymi idiotkami. - upadłam jak na wznak. Eolhc kontynuowała swój monolog:
- Miło widzieć was
Jednak tu rządzimy my
Czas dla niej zły...
My tworzymy dźwięk
Który budzi lęk
Chociaż chcecie wiać
Musicie w miejscu stać .
- Nie musi wcale tłum
Dopingować mnie
Ja sama sobie radę dam - odpowiadałam jej na piosenkę.
- Teraz każdy wie
Dobrze ,o tym wie
Już najwyższy czas
By pokonać w końcu Cię -
- Nie uda ci się złamać mnie
Nie wydrzesz tego, co w swym sercu mam
Być z przyjaciółmi stale chcę
Musicie dzielnie znieść
Że nie pokonacie mnie - wszystkie trzy upadły gwałtownie
- Szczerość ma
Osłabiła mocno was
Powtórzę jeszcze raz!

Art? Matt? Nie miałam pomysły , czasu i natchnęło mnie My little pony default smiley xd

środa, 11 listopada 2015

Od Marshall'a cd. do Jasmine

Marshall zmarszczył brwi na sam dźwięk nieznajomego głosu ględzącego coś o Chrystusie. W kij prawdy, gdyby przylazł tu Syn Boży byłby koniec świata. Amen. Czyta się Biblię, nie? A jasno czarno na białym pisało, że gdy Chrystus ponownie zejdzie na ziemię to będzie wielka rzeźnia i ludzie trafią na Sąd Ostateczny, Shinigami będą mieć wtedy w ciul pracy. Nadrobią grafik za wszystkie czasy.
Poczuł potworny ból w klatce piersiowej na miejscu serca. Automatycznie odepchnął od siebie zmartwioną stanem zdrowotnym Marshalla i z ogromną siłą zderzył się ze ścianą. Wypluł krew, która spłynęła mu do gardła, a potem padł na ziemię, powoli zapadając w sen. Obraz całkowicie się rozmazał. Pozostała ciemna pustka, nieograniczona samotność i smutek, bezczynność i walka, nadzieja i rozpacz, nikt i Marceli. Znowu był sam przykuty swoją słabą wolą do lustrzanej posadzki. Nie mógł się poruszyć, mówić, myśleć, cokolwiek zrobić, by wymknąć się z tej żelaznej bezczynności. Nawet do końca nie wiadomo czy Marshall był Marshallem, czy kimś innym, może to tylko zimna egzystencja wyobraźni, martwy duch niczego, drobny przedmiot zgubiony w pustynnym piasku, malutkie ziarenko żwiru. Ta niepewność niszczyła jego umysł, rozpierała go od środka i rozdzierała wszystkie uczucia. Doprowadzała go do szału śmierci. Umierał po cichu, niknąc w przestrzeni.
- Nie. Nie umieram. Wypuść mnie, potworze. Chcę wrócić. Jestem Marshall. Marshall Vincenty Sivlan Elvire. Shinigami. Bóg śmierci. To ja tobą rządzę. Matko. Jestem wrednym, egoistycznym i zakochanym w sobie dzieciakiem. Lubię niszczyć innych. To moja pasja. - uśmiechnął się sadystycznie, nie wiedząc nawet co mówi. To było silniejsze od woli Marcieliego, przejmowało go, powracał dawny niszczyciel umysłów. - Giń, słabości moja - rzekł szybko, a cała szklana ciemność rozprysła się. Marshall znowu był przy Jasmine. Nie, to nie Marshall. To jakaś podróba, dawny projekt Marshalla.
- Odsuń się ode mnie - rzekł chłodno do kucającej przy nim Jasmine, po czym sam wstał bez najmniejszych oporów. Tajemniczy wirus zniknął całkowicie z jego ciała, fizycznie był zdrowy, ale co z psychiką? Rozejrzał się dookoła, pod jego "nieobecność" nagromadziło się całkiem sporo demonów, więc podniósł z ziemi zakrwawioną i uschniętą różę. Dotknął delikatnie jej łodygi i ni stąd, ni zowąd zmieniła się w katanę. Wprawiona w ruch cięła w z szaleńczym temperamentem, rozpryskując krew na wszystkie strony.



Gdy ostatni demon padł, Marshall odwrócił się cały pobrudzony posoką i spojrzał pustymi, strasznymi oczami na Jasmine.



- Kim jesteś? - wysyczał ponuro.

<Jasmine? Nie fochaj. :v>

niedziela, 8 listopada 2015

Od Art cd. do Matthew'a i Chloe

Art po tak wielkiej ilość alkoholu kompletnie zatraciła się w pamięci zdarzeń i nie miała świadomości co też wyczynia. Pierwszy raz w życiu nie kontrolowała samej siebie, praktycznie rzecz biorąc, pierwszy raz w życiu się upiła. No dobra, słaba głowa, ale zawsze udawało jej się uniknąć spotkania z chorymi snami na jawie po pijaku, czyli inaczej ujmując - nie posmakowała alkoholu aż do obecnej chwili, dlatego odpłynęła już po pierwszym kieliszku. Takie "szczęście" to mają nieliczni, a w dodatku zebrało jej się na lunatykowanie i łaziła po pokoju, do którego zaniósł ją oraz Chloe Ame. Nuciła pod nosem jakieś koreańskie piosenki, skacząc sobie po drewnianej podłodze i wykonując nieokreślone ruchy będące czymś w rodzaju tańca, a potem zaczęła jeszcze rysować przez sen i zabazgrała cały blok rysunkowy, a następnie wywaliła te kartki na podłogę i wszędzie latały jej rysunki. Gdzieś tak koło czwartej nad ranem położyła się spokojnie na materacu. Dotrwała tak do godziny siódmej, która zwykle była godziną szczytu jej zegara biologicznego, dlatego obudziła się lekko zdezorientowana i z potwornym kacem.
- Co ja wczoraj robiłam? - jęknęła sama do siebie, odgarnąwszy koc. - Eto... Był ten bal, potem przyszedł Connor i chyba się upiłam, holendra - dotknęła swojego czoła, po czym powoli wstała, narażając się na gorszy ból głowy. Chwiejnie skierowała się w stronę drzwi, ciągle kręciło jej się w głowie. - Morph, gdzie jesteś jak cię potrzebuję? - mruknęła cicho, siadając tuż przy samych drzwiach. I wtedy jak na zawołanie z małej mysiej dziury w ścianie wyleciała różowa galaretka z oczami. Wystrzeliła w nos Art. Dziewczyna natychmiast zwróciła wzrok ku stworkowi. - Morph! - złapała go w dłonie, uśmiechnąwszy się radośnie. Przycisnęła pupilka do policzka, było to takie przytulenie. Zwierzątko wydało parę śmiesznych odgłosów, po czym podało dziewczynie malutki kamyczek z wygrawerowaną różą. - Znalazłeś! Myślałam, że zgubiłam go gdzieś za granicą! Jesteś wielki, Morph! - wrzuciła kamyczek, służący do zerowania jej mocy, do kieszeni zniszczonego płaszcza, w którym przybyła tutaj wraz z Ame. - A masz może coś na ból głowy? - spojrzała na Morph'a, ten tylko wzruszył swoimi galaretowatymi ramionami. - O luju! - padła twarzą na materac, jęcząc z bólu.

<Chloe? Ame? Chyba troszku przegięłam z sokiem XDDDDDDDD>
Udław się tym sokiem. NIESPRAWIEDLIWOŚĆ W CAŁYM KRAJU </3 ~ kropka

niedziela, 8 listopada 2015

Od Matthew'a cd. do Art i Chloe

Siedziałem na kanapie z pijaną Art. Odzyskała przytomność ale zachowywała się jak dziecko, dosłownie.
-Amuś Amuś! Gdzie siostrzyczka Chloe?-zawołała opierając głowę o moje ramię.
-Nie wiem-spojrzałem na aparat trzymany w ręku-Pójdę jej nie szukać.
Chciałem wstać ale zaraz za mną zatoczyła się blondynka.
-Ale ona jest jak gumowa kaczuszka, znajdzie nas! Hik!-zaśmiała się.
Westchnąwszy usiadłem na kanapie i odłożyłem obok aparat. No to zobaczymy co z tego będzie...Zacząłem rozmyślać o całym Bożym świecie gdy nagle z transu myśli wyrwał mnie głos Art.
-Chloe idzie kochaniutki! Hik!-zawołała i niemal zwaliła mnie z mebla.
Niechętnie podniosłem się i spojrzałem na dziwnie uśmiechniętą brunetkę. Podeszła do mnie i uśmiechając się zalotnie pociągnęła mnie za rękę.
-Zdaje mi się, że jeszcze nie świętowaliśmy-zawołała i pociągnęła mnie do stołu.
Chwyciła dwa pełne kieliszki tego całego wina i podała mi jeden.
-No to chlup!-zawołała i opróżniła na raz cały kieliszek.
Zrobiłem to samo, jednak nie skrzywiłem sie tak jak ona.
-Słabe to-westchnąłem na tyle cicho, że dziewczyna tego nie usłyszała.
Chwyciła butelkę i polała nam jeszcze raz.
~~*~~
Po kilkunastu minutach Chloe była spita w cztery dupy a ja sączyłem powoli wino. Miałem go już po dziurki w nosie ale co poradzisz, nic nie poradzisz.
-Wiem!-zawołała dziewczyna podrywając się z krzesła.-Teraz, hik! Cię zauroczę, hik!
Stanęła na równe nogi i wyszła na parkiet. Albo tak się upiłem, abo widziałem sześć Chloe które tańczyły...Wtf?



Gdy skończyły tańczyć znów została tylko jedna Chloe.
-I co? Hik! Kochasz mnie? Hik!-pytała trzymając moją rękę.
Podrapałem się po dłowie i gdy miałem już coś wymyślić przyszła Art z aparatem w dłoni. Oślepił nas blask flesza a potem Art złapała mnie za drugie ramię.
-Co tak pijecie beze mnie? Hik!-zawołała.-Daj mi coś do picia!
-Mi też!-zawtórowała jej brunetka.
Westchnąłem i ruszyłem z nimi do stolików. Każdej dałem szklankę soku porzeczkowego a blondynka oddała mi aparat. Chwyciła dużego łyka.
-Hik! Czujesz te procenty Chloe?! Hik!-krzyknęła do koleżanki.
Dziewczyna z kolei chwyciła dwa duże łyki.
-Aż mną telepie! Hik!-zawołała i zaczęła się trząść.
Tak więc moje kochane dwie towarzyszki spijały się sokiem, taaa...W końcu obydwie stwierdziły, że są zmęczone i chcą do domu.
-Amuś-wymamrotała blondyneczka.-Zanieś mnie do domciu.-mówiąc to mało się nie przewróciła.
-Mnie też-brunetka udawała, że mdleje.
Przewiesiłem aparat przez szyję i chwyciłem obydwie w pasie przyciągając do siebie.
-Tylko nie kręćcie się jak pszczoły-zaśmiałem się i przerzuciłem przez ramię jedną dziewczynę, a potem drugą.
Wyszedłem z sali i skierowałem się w kierunku naszej wielkiej piwnicy.
~~*~~
W połowie drogi obydwie koleżanki zasnęły. Zmęczony i nieco podpity usadziłem je na kanapie u mnie w komórce. Przeniosłem materac Art doo pomieszczonka w którym spała Chloe a potem po kolei zaniosłem je, położyłem i okryłem kołdrą. Potem z kolei usiadłem na kanapie i sam przysnąłem.
Art? Chloe? Już w domciu, nie ma tak dobrze! XDDDD

sobota, 7 listopada 2015

Od Allijay cd. do Yixinga

Z jednej strony bardzo miło ze strony chłopaka, że oddał mi swoją kurtkę aby było mi ciepło, ale z drugiej czułam się głupio, że robi tle dobrego dla kogoś kogo nie zna...Szczerze? Nie chciałam przyznawać się do tego jak i gdzie mieszkam, liczyłam na to, że chłopak odprowadzi mnie kawałek i wróci do swego życia, ale chyba się przeliczyłam.
Westchnęłam.
-To nie daleko - wskazałam na bardzo ładną dużą posesję na rogu uliczki - Widzisz ten dom?
Chłopak przytakną
-No, no, no całkiem ładnie mieszkasz - odparł z aprobatą
Zarumieniłam się
-No tak nie zupełnie - odparłam nutką żalu w głosie - mój dom jest tuż za rogiem
I nadszedł ten niezręczny moment kiedy zza rogu wyłoniła się stara rudera, która ostrzegała swoim wyglądem, że długo już nie wytrzyma,
-Żartujesz prawda? - odparł chłopak kiedy otwierałam furtkę na podwórko
-Chciałabym - lekko się uśmiechnęłam - Skoro już tu jesteś, może jakiejś kawy? Herbaty?
Jakoś trzeba było mu wynagrodzić, spacer w tak okropnej pogodzie i to do tego bez kurtki.
-Nalegam
Chłopak nic nie powiedział, jednak uśmiechną się i wszedł ze mną do domu. Ja w duchu się modliłam, żeby ni mi nie przeciekło, bo dach lubił się od czasu do czasu dziurawić. Na moje szczeście dom nie stał się podwodną Atlantydą.

<Yixing? C:>

czwartek, 5 listopada 2015

Od Chloe cd. do Matt'a i Art

Czułam się jakby ktoś stukał w moją głowę młoteczkiem. Miałam jakieś zwidy... Pamiętam taniec z Art , tego chłopaka i chyba błysk flesza...
- Sen ,trans co się dzieje? Boję się... - odpaliłam aparat i zobaczyłam zdjęcie
- Chloe w porządku? -
- T-tak... - Całował się z Art...
- Napewno? Jak chcesz to możemy wrócić - chłopak uśmiechnął się do mnie.
- N-nie , nie trzeba.. Zostanę... -
- Co jest? -
- NIC ,DAJ MI SPOKÓJ - krzyknęłam w stronę chłopaka. Speszona weszłam na salę. Tyle ludzi... Pierwsze co pobiegłam w stronę przekąsek. Nalałam sobie wody i natychmiast ją wypiłam. Wyszłam do toalety. Przemyłam twarz.
- Co się ze mną dzieje? Dlaczego to mi sprawiło ból? -
- A co się dziwisz idiotko? On od początku ją kochał , nawet jej to proponował - za mną pojawiła się Eolhc - moja kopia.
- Zamknij się -
- Ojoj, biedna Chloe się wystraszyła? Próbuje zaprzeczyć? Jak mi przykro... Wiesz... Mogę to za Ciebie załatwić -
- Hm? -
- Przejmę teraz nad Tobą kontrolę , upijemy go , pójdziecie razem ..Kto wie? -
- Zgoda. - Wyszłyśmy z toalety i udałyśmy się w stronę Matt'a
Matt? Art? Odwala mi default smiley xd

środa, 4 listopada 2015

Od Jasmine cd. do Marshall'a

Zauważyłam niepokój na twarzy chłopaka, zrobił się momentalnie cały blady a jego pewność siebie była teraz daleko stąd.
- Co się stało ? - spytałam chcąc przeczytać co pisze na tajemniczej kartce, ale chłopak gwałtowanie ją schował do kieszeni.
- Nic, znowu jakieś głupie groźby - powiedział chcąc iść dalej.
- Co tam pisało ? Konkretnie  - dopytywałam się dalej, jednak chłopak nie zdążył mi odpowiedzieć bo zalała nas burza krwi i kawałków ludzkiego ciała spadającego z nieba niczym... śnieg ? Zrobiło mi się niedobrze i odchodząc lekko od Marshall'a zwróciłam dzisiejszy posiłek w jakiś ślepy zaułek.
- Wszystko w porządku ? - spytał Marceli, pokazałam mu gestem dłoni że tak i żeby zostawił mnie samą. 
Po jakiś pięciu, dziesięciu minutach, wymioty przestały podchodzić mi do gardła i mogłam spokojnie wrócić do chłopaka.
Krew padała dalej, na szczęście chociaż kawałki ciała przestały spadać. Spojrzałam na chłopaka, był cały we krwi, blady, przerażony, nie miał zielonego pojęcia co się dzieje, ja zresztą też, ale z jego wyrazu twarzy coś ewidentnie się stało o czym nie chce mi powiedzieć. 
- Marshall, na pewno nie chcesz mi o czymś powiedzieć ? - spytałam, na co chłopak pokiwał energicznie głową na "nie". 
- Mamy mało czasu, choć, trzeba się spieszyć, zaraz się ściemni. - powiedział po czym złapał mnie za rękę i poprowadził za sobą. 
Znaleźliśmy się na wzgórzu, jednak ściany labiryntu były wyższe. Chłopak ociągał się za mną, zwolnił tempa i ledwo co szedł, zaraz potem miałam wrażenie że straci przytomność i upadnie, szybko do niego podbiegłam, wzięłam jego rękę owinęłam wokół szyi i pomogłam mu wejść. 
- Co się z Tobą dzieje ? Wyglądasz okropnie, nie masz sił, jesteś żywym trupem ! - krzyknęłam, ale chłopak przemilczał odpowiedź, coś ukrywał. Ja to wiem. 
Nagle przyleciało stado czarnych kruków, przeciwieństwa białej gołębicy, co oznaczało że gdzieś tu ukrywa się demon. Ptaszyska z każdą sekundą się rozmnażały i nas otaczały, zaraz potem usłyszałam głos : " Objawił się wam Chrystus, on wam pomoże, musicie tylko oddać się krukom i pozwolić im aby zasmakowały waszej krwi, tylko to.. a koszmar się skończy drogie dzieci " Powiedziałam sobie stanowcze NIE, ja wiem że to kłamstwo, kruki nie symbolizują Chrystusa tylko DEMONA. Nie nabiorę się na ten głupi żart. Spojrzałam na chłopaka, ledwo sapał. 
- Daj sobie pomóc.. Proszę Cię.. 
Marshall ? nananaannaananaan brak weny xd

środa, 4 listopada 2015

Od Erika cd. do Kanade

Chlasnąłem dziewczynę w twarz na pobudkę.
- Nie śpij ! Wracamy do domku, tam sobie pośpisz - oznajmiłem wstając z brudnej ziemi.
- Jeszcze pięć minut mamo... - powiedziała cicho wtulając się w pień drzewa.
Nie mając innego wyjścia wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem do domu. Przy okazji wyjąłem z jej kieszeni kondomy i schowałem je sobie tak, aby tym razem mi ich nie zawinęła.
Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu, wyjąłem dwuosobową gąbkę ( czyt. taki materac ) i położyłem na nią dziewczynę po czym okryłem ją kocem a pod głowę nałożyłem jaśka. Sam zaś się przebrałam, ZDJĄŁEM KURTKĘ WRAZ Z CZAPKĄ i położyłem się obok dziewczyny.
- Koszmarów brzydalu - powiedziałem do dziewczyny po czym zapadłem w sen.
~~*~~
Poczułem wielki ból, zaraz potem zrobiło mi się mokro ( XDDDD ) gwałtowanie otworzyłem oczy. Nade mną stała Kanade z wiadrem lodowatej wody.
- Skąd ty to masz ? - spytałem.
- Wodę czy wiaderko ?
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Wodę z jeziora, a wiaderko znalazłam jak grzebałam w twoich rzeczach
- WYSZŁAŚ NA ZEWNĄTRZ ?!
- Wyluzuj gacie sherlocku, to zaraz obok - powiedziała zlewając to, że narażała się na zakażenie. Zaraz potem zauważyłem że jestem cały mokry, czyżbym został oblany wodą z jeziora? A to pinda jedna... Wziąłem jeden ze starych, śmierdzących ręczników aby się nim wytrzeć po czym z powrotem usiadłem na materacu.
- To co chciałaby pani dzisiaj robić ?
Kanade?

środa, 4 listopada 2015

Od Matthew'a cd. do Art i Chloe

Art długo nie wracała, właściwie zniknęła bez śladu. Westchnąłem i dopiłem resztę napoju który miałem w kieliszku. Jeżeli to był alkohol, to ja jestem niesamowity Spiderman. Spojrzałem na parkiet, tam też jej nie było.
-Maaaaaatt!-usłyszałem wołanie za sobą.
Oczywiście była to Chloe, która znów chciała zatańczyć, chyba.
-Cóż się dzieje koleżanko?-obróciłem głowę w jej stronę i spojrzałem pytająco.
Brunetka podparła się pod boki.
-Wszyscy beznadziejnie tańczą-stwierdziła kiwając się nieco.
-Skoro już trochę wypiłaś, to może nie każdy partner Ci odpowiada?-spytałem.
-Nie, nie nie. Chodź, ty umiesz tańczyć-chwyciła moje ramię i zaczęła ciągnąć mnie w stronę parkietu.
-Ech...znowu?
-Już ostatni raz, proooooszę!-zawołała błagalnie.
Pokręciłem głową z dezaprobatą.
-Ostatni raz.
~~*~~
Po dziesięciu minutach czystej udręki na parkiecie zacząłem krążyć po sali bo znaleźć drugą koleżankę. Przepadła jak kamień w wodę, a przynajmniej tak myślałem póki nie zobaczyłem jej w rogu sali w iście pijackim gronie. Siedziała spita w cztery dupy na kolanach Connor'a i lizała się z nim w najlepsze.



Ten z kolei pozwalając sobie na zbyt wiele zaczął dobierać się do jej kostiumu.
-Spuścić ją na chwilę z oka-mruknąłem i ruszyłem w stronę bandy pijaków.
Połowa z nich walała się po ziemi i popijała jeszcze...wino? Spili się od wina? Aha? Zbliżyłem się do "bardzo zakochanej pary" i zasadziłem z pięści w twarz przystojniaczkowi, który zakręcił się i poleciał dalej.



Chwyciłem w pół przytomną blondyneczkę i ruszyłem u wyjściu.
-Zostaw mnie!-zawołała Art kręcąc się.-Ja go kocham! To mój tulaśny misiuuuuuu!
Spojrzałem na nią jak na kosmitkę i jeszcze żwawszym krokiem przemierzałem tłum.
-Ale Ameeeeee-bełkotała.-To jest prawdziwa miłość, nie widzisz? Stary niedźwiedź mocno śpi...Właśnie, czemu niedźwiedź śpi?
Piegowata spoglądała na mnie zamglonymi oczami. Oj będzie miała kaca, jak słowo daję...
-Bo jest niedźwiedziem-westchnąłem i wyszedłem z nią na świeże powietrze.
Może chociaż troszku oprzytomnieje? Stanąłem z dziewczyną pośród drzew, więcej tlenu...i tak dalej? Spojrzałem na nią kątem oka...
-Em...Art?
-Co?
-Widzę twój...biust-wymamrotałem.
Blondynka zacięła kilka losowych guzików czerwieniąc się jak burak.



-Puść mnie-zażądała bełkocząc cicho pod nosem.
Pokręciłem przecząco głową.
-Zaraz się przewrócisz, uwierz mi-westchnąłem, ale postawiłem ją na ziemi.
Ta, zadowolona z siebie podparła się pod boki i uśmiechnęła głupawo.
-Wiesz co?-zaczęła.
-No co?
-Ciekawe, czy jesteś lepszy od mojego misia-wymamrotała i pociągnęła mnie za kostium do siebie.
Spojrzałem na nią zdziwiony a ona, stając na palcach i łapiąc za ramiona wpiła się w moje usta.



Gif ~ coś nie mogę go dodać ;//

Usłyszałem dźwięk robionego zdjęcia i odsunąłem od siebie piegowatą.
-Co ty wyprawiasz?!-zawołałem na co ona odpowiedziała pijanym uśmieszkiem.
-Sprawdzam kto jest lepszy-wymamrotała i ruszyłem przed siebie potykając się o własne nogi. Chwilę później mało nie poleciała do przodu i nie przewróciła się, bo złapałem ją.
-Paaaa kolorowa pando-wymamrotała i straciła kontakt ze światem.
-Hej, Art halo?-potrząsnąłem nią delikatnie.
Nic. Chwilę później usłyszałem jak ktoś ląduje na chodniku kawałek skąd. Spojrzałem w tę stronę. Chloe leżała na ziemi z aparatem w ręku.
-Jęstę fotografę!-zawołała upita.
Art? Chloe? ładnie się tak spijać? XDDDD

środa, 4 listopada 2015

Od Art cd. do Matt'a i Chloe

Art śmiała się radośnie do Chloe, gdy tańczyły na samym środku parkietu. Bawiły się chyba najlepiej z tych wszystkich tępych kołków, które podpierały ściany i tylko gapiły się na tańczących. Swoimi zgrabnymi ruchami oraz śmiechami przykuły uwagę niejednego chłopca, aczkolwiek wystarczyło im tylko swoje towarzystwo, niepotrzebny tu żaden facet, co myśli, że wyrwie każdą na jakiś słaby tekst.
Po zaledwie piętnastu minutach towarzyszka Art zmęczyła się i powiadomiła ją, że chce odpocząć. Dziecko Fortuny zostało same w tym tłumie, a samemu to nie ma takiej frajdy. Dziewczyna westchnęła cicho, po czym cudem wydostała się z koła gości, zasiadając na krzesełku. Z uśmiechem, kołysząc się lekko, obserwowała rozbawione pary oraz grupki, jedna tylko osoba stała gdzieś z boku - Ame. Chyba nie miał z kim się bawić. Albo należał do tych głupich kołków wolących podpierając ścianę. Przewróciła tylko oczami i podeszła do Matt'a. Bez najmniejszego pytania złapała go za rękę, po czym wyciągnęła na parkiet, uśmiechnąwszy się delikatnie z lekkimi rumieńcami na policzkach. Wyglądała jak malutki cukiereczek.



Ruchami swojego ciała oraz licznymi podskokami zmusiła chłopaka, aby nie stał jak słup soli i zatańczył z nią. Jak nie umie się bawić, to trzeba go zachęcić, żeby się ruszył. Nie można zmarnować całego przyjęcia na modlenie się do Boga o okazję do ucieczki.
Musiała przyznać, że wbrew pozorom Ame był niezłym tancerzem. Świetnie się ruszał, nawet nie sądziła, że zna tyle kroków. Przy nim wypadała jak nowicjuszka, chociaż gimnastyką oraz jakimiś tam stylami zajmowała się od dzieciństwa, gdy zabrano ją do laboratorium. Tak, tam wuef też był, bardzo ostry wuef, zdarzało się, że dzieciaki umierały z wycieńczenia podczas lekcji.
- Świetnie tańczysz! - szepnęła, gdy była wystarczająco blisko jego ucha, po czym odsunęła się na kilka kroków, a potem przez tłum całkowicie odeszła od Matthew'a. Za to znalazła Chloe. Brunetka stała z jakimś czarnowłosym młodzieńcem o nieprzyjemnym wzroku. Art przez chwilę patrzyła w ich stronę, a potem rzuciła się w stronę mdlejącej dziewczyny oraz ów mężczyzny z okropnym uśmiechem.

Gif ~ nie mogę go tu dodać, wybacz Angel </3

Odskoczyła od ziemi i ogłuszyła łotrzyka, a następnie w locie wbiła obcasy butów w sojusznika ów kolesia, obijając go na kwaśne jabłko. Obydwaj wcześniej gapili się na koleżankę Dziecka Farta potwornie łakomym wzrokiem, Art nie będzie stała jak głupia, kiedy Chloe coś grozi.
Potem dysząc, przyklęknęła przy leżącej czarnowłosej.
- Hej, słyszysz mnie? - delikatnie potrząsnęła ją za ramiona, lecz nie uzyskawszy odpowiedzi, wyciągnęła z kieszeni flakonik z resztką ambrozji, której nie wypiła i zachowała sobie na później. Prędko wylała zawartość naczynia do ust kobietki, która zaraz się obudziła.
- Żyjesz! - zaśmiała się radośnie, pomagając wstać znajomej. - Całe szczęście, bałam się, że coś Ci zrobili! - zakrzyknęła radośnie.
- Co jest grane? Gdzie tak nagle zwiałaś, Art? - nagle z tłumu wyłonił się Ame. Spojrzał na dziewczyny.
- Nic się nie stało, przynajmniej mi. Jakiś koleś podał Chloe niezidentyfikowany wywar usypiający - powiedziała blondynka. Chciała coś jeszcze dodać, ale ni z gruszki, ni z pietruszki zauważyła w kącie znajomą twarz. Zupełnie odciągnięta od sprawy bezpiecznej już Chloe odbiegła od towarzyszy.
- Connor! - z uśmiechem zawołała do przyjaciela, który lekko zdezorientowany spojrzał na blondynkę. Przy niej Connor był wielką, wyrośniętą sosną. Dziewczyna jasno stwierdziła, że liczył może już ponad metr dziewięćdziesiąt.
- Artuś! - uśmiechnął się do dziewczyny i zaczął ją czochrać po włosach niczym młodszą siostrę. - Urosłaś, młoda! Ale i tak jesteś małym krasnoludkiem!
- Przynajmniej nie jestem jak Mount Everest i nie obijam się o wszystkie zbyt niskie futryny drzwi! - naburmuszyła się lekko, jednak zaraz grymas zastąpił śmiech. - Przedstawię cię moim znajomym! - złapała blondyna za rękę, pociągnęła go w stronę brunetki oraz szatyna.
- Connor, to jest Ame oraz Chloe. Chloe, Ame to jest Connor, mój przyjaciel z dzieciństwa. Ej, możecie się dogadać, Connor też jest półbogiem, dokładnie synem Apolla! - spojrzała na koleżankę; po jej wypowiedziach oraz ambrozji, która była w posiadaniu atramentowłosej, wywnioskowała, że ona też pochodzi z progów Olimpu.
- Miło mi Was poznać - skłonił się w pas blondyn. - Pozwolicie, że zabiorę na chwilę Art? Chciałbym przedstawić jej paru moich znajomych, biedna tyle czasu przesiedziała w samotni. Nie wiem jak ona tam wytrzymała, to dziecko zawsze ma szczęście - pstryknął ją w ucho, a potem złapał za przedramię i poprowadził do gromadki innych, jak pomyślała blondynka, półbogów. Nie pomyliła się. Trafiła prosto w towarzystwo godne Connor'a, bardzo pijane towarzystwo. Już zdążyli wypić z kilkanaście litrów, a potem jeszcze opchnęli kieliszek Art. Dziewczyna z grzeczności wypiła zawartość naczynia, aczkolwiek wino, które dostała było potwornie mocne, trochę za mocne na słabą głowę brązowookiej i nim się zorientowała, leżała spita do czerwoności na kolanach równie spitego Connor'a. Już nawet nie przejmowała się Matt'em oraz Chloe, umknęli jej gdzieś z pamięci.
- Nudnaaa ta impreza! Hik! - czknęła Amelia, jedna z dziewczyn.
- Właśnie... Hik! Przydałoby się trochę... Hik! Hik! Rozrywki! Hik! - Brian spadł z krzesła.
- I pikantnych momentów! - wydukał Ian.
- Hej, Connor, Art, weźcie się pocałujcie, umilcie nam ten wieczór! - zawołała pijana Layla.
- Właśnie, a w sumie to Connor się kiedyś całował? Nie widziałam, aby to kiedykolwiek robił... Hik! - wybełkotała Katherine.
- Właśnie, że się całowałem! - blondyn odstawił swój kieliszek.
- Wątpię, jesteś zbyt grzeczny! - Art drażniła się z chłopcem, spoglądając na niego kuszącym wzrokiem. Connor w końcu nie wytrzymał i przycisnął dziewczynę do swoich ust. Pogłębiali pocałunek, rumieniąc się, aż pod upływem emocji pijany Connor zaczął się dobierać do górnej części cosplayu blondynki. Powoli odpinał guziki stroju Dziecka Fortuny.

<Ame? Chloe? Help? Spiliśmy się w cztery dupy XDDDDD>

środa, 4 listopada 2015

Od Chloe cd. do Matt'a i Art

Art od razu wzięła mnie do tańca.
- Ale ,ja nie umiem tańczyć... - mimo wszystko dziewczyna mnie nie słuchała. Po dobrych 15 minutach tańczenia usiadłam na ławce.
- Zapomniałam... - powiedziałam sama do siebie. Maski. Zrobiłam wcześniej maski. Raczej nie będą pasować do stroju Art i Matt'a ,ale do mojego tak. Zwykła czarna maska z doklejonym piorunikiem. W pewnym momencie zorientowałam się ,że nigdzie nie widzę Art i Matt'a. Pewnie tańczą. Jednak , jak po ponad pół godziny ,nikt mnie nie prosił do tańca ,ani nie zauważyłam nikogo z tej dwójki zaczęłam się martwić. Podeszłam do stołu z przekąskami i wzięłam szklankę. Powoli zaczęłam nalewać sobie do niej wodę.
- A panienka tutaj ,całkiem sama? - odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał wysoki czarnowłosy chłopak.
- N-nie... do końca... -
- To gdzie panienki towarzysze? -
- N-na par-rkiecie... -
- To może i ty pójdziesz? Ze mną? - nie zdążyłam mu odpowiedzieć ,bo ten już mnie porwał na parkiet. Jednak nie zwracał na mnie uwagi. Ciągle patrzył na jakiegoś chłopaka.
- Chodź się napić. - nalał mi wody ,sobie zaś nalał soku pomarańczowego.
- Za bal , ślicznotko... Powiem Ci jedno - obraz zaczął mi się rozmazywać. - Interesuje mnie co masz pod spódniczką...

Matt? Art? Zero weny :/

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Yixinga cd. do Allijay

(szybciej się nie dało? X'D)
Dziewczyna miała bardzo małe dłonie, chyba każda kobieta tak miała. Ale jej… Czułem, jakby były z jakiejś porcelany. Zaśmiałem się w duchu. Dlaczego ta dziewczyna nie rozbiła się na milion kawałeczków, kiedy upadla na ziemie?
- Z czego się śmiejesz? – spytała. Ups. Musiałem bardziej uważać na swoje zachowanie. Myślałem, że szczerze się jedynie w swojej główce. A nie na rysach twarzy!
- Z kolegi. – skłamałem. – Że może wlać w siebie tyle alkoholu, że nie wie, kogo całuje. – prychnąłem, przypominając sobie sytuacje z Henrym i mopem. Ach, trzeba było zrobić tego zdjęcie. A potem go tym szantażować. Ech… Dlaczego wtedy właśnie musiał mi się rozładować?!
- A kogo całował? – zapytała zaciekawiona dziewczyna, trzymając się „swojego” swetra. Zgłupiałem. A raczej moje towarzyszki zgłupiały. Dlaczego nie dały jej żadnej kurtki do jasnej ciasnej?!
- Hah? Nie kogo, ale co. Mopa. – odpowiedziałem takim tonem, jakbym mówił, co najmniej o pogodzie na następny weekend. Zdjąłem z siebie kurtkę. – Trzymaj. – powiedziałem do dziewczyny, podając jej ubranie. – Nie chce, abyś się rozchorowała, Jay. – dodałem, pomagając dziewczynie założyć kurtkę. Była jej w sam raz. Cóż, nie oszukujmy się. Z jakiejś strony miałem posturę „trochę” kobiecą.
Trzeba było w najbliższym czasie iść na siłownie.
Odchrząknąłem, kiedy szliśmy dalej, kiedy znów nastała dość długa, żenująca cisza.
- To…. Daleko mieszkasz?

Allijay? Wybacz, że krótkie : C

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Marshall'a cd. do Jasmine

Marshall z ukrytym nie spokojem rozglądał się dookoła, obserwując wciąż przemieszczające się korytarze, które raz znikały, a raz pojawiały. Za kij nie ogarniał jakie to cuda niewidy się tu dzieją. Jakaś siła wyższa zrobiła sobie z nich pionki do szachownicy.
"W co ty pogrywasz, duchu?" - pomyślał, zacisnąwszy mocniej szczęki.
"Chcę cię zatrzymać przy sobie, synku" - odparł delikatny, acz przerażający i zimny, kobiecy głos. Marceliego aż przeszył dreszcz.
- Zasady? Pewnie wymyślane na poczekaniu - warknął, po czym chwycił Jasmine za rękę i pociągnął ją ku pierwszemu lepszemu korytarzowi. Nic nie zdziałają, jeśli będą stać w jednym miejscu, a przecież po jakimś czasie wyjdą z tego zatęchłego labiryntu. Shinigami wierzył w to z całego serca. Znajdzie się sposób na wolność.
Pchnął drzwi, które spotkali na końcu. Salę, którą znaleźli wypełniały ostro pachnące róże ociekające powoli spływającą krwią. Ściany całe popękane zdawały się zapadać pod swoim ciężarem, jednak było to tylko złudzenie optyczne albo dziwne wrażenie wywołane przez przerażającą aurę tego miejsca.
Na środku pokoju ustawione były trzy stoliki, a na nich po jednym przedmiocie. Karta, konkretnie as, pionek do szachów, król oraz kluczyk.
- Co to? Bawimy się w "Alicję z Krainy Czarów"? - Marshall uniósł jedną brew, wziąwszy w dłoń kartę. Ni stąd, ni zowąd przedmiot zamienił się w dziwną maź, która zaczęła powoli obrastać rękę Elvire.
"Nic nie jest tym, na co wygląda, synu. Uważaj, jeśli nie znajdziesz antidotum w przeciągu pięciu godzin, moja trucizna zacznie wgryzać się w twoje ciało, serce, mózg i umrzesz." - usłyszał matczyny głos.
- Cho.lera! - mruknął.

<Jasmine?>

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Art cd. do Matt'a i Chloe

I od razu masz moją odpowiedź od Art C:


Art chciała pomóc Chloe w znalezieniu idealnego przebrania na imprezę, więc ochoczo grzebała po wszystkich kartonach, pudłach oraz zawiniątkach. Tak się wkręciła w te poszukiwania, że nawet nie zauważyła, że za kolejną stertą tektury przebierał się Ame i jak kompletna idiotka oczywiście zobaczyła więcej niż powinna. A wszystko przez chęć wsparcia Chloe w dobieraniu stroju. Chłopak akurat był w samych bokserkach.
"Jasny gwint!" - wrzasnęła w myślach, natychmiast zeskakując ze stołu, na który weszła, aby dosięgnąć najwyżej postawionego pudła. Z wrażenia nie zauważyła, że jej but zaczepił się o obrus i czerwieńsza na twarzy niż spieczony na słońcu rak oraz piwonia razem wzięte zleciała z głuchym łoskotem na ziemię, drżąc w dodatku przerażona tym, co zobaczyła. Od średniowiecza aż do czasów współczesnych siedziała zamknięta w lochu, na oczy mężczyzny nie widziała, więc zrozumcie jaki to był szok, a zwłaszcza, że Matt do brzydkich nie należy, mało tego posiada nieźle zarysowane mięśnie, plus wysportowaną sylwetkę.
Wprawdzie Art ma brata bliźniaka, a w laboratorium otaczała się paczką chłopców, niby nie powinna się przejmować taką sprawą, ale no... Czas zaciera pamięć, a przyzwyczajenie do osobników płci przeciwnej znika.
Art czuła się potwornie zawstydzona. Z tego powodu cały czas milczała, nawet gdy ON zapytał się o swój strój. Biedna. W życiu nie zaznała takiego horroru.
- Za jakie grzechy... Wybaczcie mi, bogowie! - mruczała pod nosem do siebie i dopiero, gdy Chloe poprosiła o zdanie na temat jej ubrania, postanowiła wreszcie się odezwać.
- Hmm... - mruknęła, przyglądając dziewczynie. - Moim zdaniem to jest lepsze. A ty jak uważasz, Ame? - spytała, zerknąwszy spod byka na towarzysza, a potem cichutko westchnęła, odwracając się na pięcie tyłem do młodziana.
- W sumie, to jest ok - stwierdził. Blondynka już chciała złapać Chloe za nadgarstek i wyjść stąd, gdy nagle dziewczyna oświadczyła, że pójdzie jeszcze poprawić fryzurę. Dziecko Fortuny przerażone inicjatywą zostania sam na sam z Ame spaliło potwornego buraka. Chciała wrzeszczeć, żeby jej nie zostawiała, jednak struny głosowe odmówiły posłuszeństwa.
- Co się tak wstydzisz? - poczuła ciepły oddech Matt'a tuż przy swoim uchu, miała ochotę wiać. - Aż tak bardzo podobają ci się moje bokserki? - dostała drgawek przez jego słowa i naruszoną przestrzeń prywatną. Rumieńce pokryły jej policzki.



- Hej, nie bój się. Tylko żartuję - zaśmiał się, oplatając jej szczupłą talię swoimi ramionami. Śmiech ten nie był życzliwy, miły, ani sympatyczny; wydał się Art zimny, suchy, chamski. Nawet ten gest, objęcie jej, wywołał nie lada zmieszanie. Drżała i w dodatku nie mogła się poruszyć, była przerażona. - Gdybyś chciała wiedzieć co mam pod tymi seksownymi bokserkami to daj znać - znowu przybliżył usta do jej ucha. Rumieniec całkowicie zakrył jej twarzyczkę oraz szyję. Zrobiło jej się strasznie gorąco.



Miała po prostu ochotę zemdleć ze stresu.
Ame był zbyt blisko.
Zdecydowanie ZA BLISKO.
Żaden mężczyzna nie pozwolił sobie tak z nią pogrywać. Przynajmniej od czasu uwolnienia z lochów. Nawet Carlos, jej przyjaciel, nie chciał naruszać prywatności Art. Dlatego nieprzyzwyczajona do chamskiego zachowania przedstawicieli płci brzydkiej, czuła się kompletnie bezbronna. Dzięki Bogu Ame wreszcie postanowił dać jej spokój i odszedł parę kroków do tyłu.
"Dlaczego tak się ze mną bawi?" - zacisnęła ręce w pięści, próbując się opanować.
- Idziemy? - spytał Ame, gdy Chloe wróciła.
- Jasne! - zawołała brunetka, zaś speszona Art poruszyła się dopiero, gdy chłopak zwrócił jej uwagę.
- No to ku przygodzie! - zakrzyknął, wyprowadziwszy dziewczyny z budynku.
Dziecko Fortuny pragnęło jak najszybciej dotrzeć na to przyjęcie, żeby tylko zwiać od Ame.

~*~

- Kyaaaaaaaa! - szczęśliwa pisnęła na widok tych wszystkich słodyczy, wystawnych dań, wspaniałych dekoracji oraz świetnych kostiumów. Bardzo dawno nie uczestniczyła w takich zabawach, więc chciała nadrobić zaległości. - Chloe! Zatańcz ze mną! - wyrwała się spod ramienia Matt'a, po czym złapała towarzyszkę za nadgarstek i pociągnęła w stronę parkietu, śmiejąc się wesoło.

<Chloe? Ame? Dansiamy! XDDDD>

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Matt'a cd. do Art i Chloe

Przyczepiłem miecz co pleców i złapałem się pod boki.
-No nie wiem koleżanko-westchnąłem.-Nie znam się ma damskiej modzie.
Wpatrywałem się w brunetkę i nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony słodziutka blondyneczka a z drugiej gustowne przebranie...
-Hmm-odezwała się Art przyglądając dziewczynie.-Moim zdaniem to jest lepsze. A ty jak uważasz Ame?-spytała spoglądając na mnie kątem oka.
-W sumie, to jest ok-posłałem szeroki uśmiech towarzyszom.-To co? Idziemy poszlajać się po mieście?
-Może za chwilę, muszę poprawić włosy-powiedziała Chloe i zniknęła w przebieralni.
Aha...? Spojrzałem głupkowato na Art która natychmiast spiekła raka. Podszedłem do niej od tyłu.
-Co się tak wstydzisz?-spytałem ją na ucho.-Aż tak bardzo podobają ci się moje bokserki?
Dziewczyna zaczęła drżeć, ale nie wiedziałem czy ze strachu, śmiechu, mojej bliskości...?
-Hej, nie bój się. Tylko żartuję-zaśmiałem się i oplotłem ramionami jej drobne ciałko w pasie.
Ponownie zadrżała i dodatkowo znieruchomiała. Ach kobiety...
-Gdybyś chciała wiedzieć co mam pod tymi seksownymi bokserkami to daj znać.-szepnąłem jej na ucho.
Zrobiło jej się gorąco, wręcz emitowało od niej więc odsunąłem się i odszedłem kilka kroków dalej.
Po chwili wyszła Chloe troszku inaczej uczesana. Zagwizdałem.
-No moje drogie panie, czas ruszać na miasto!
Uśmiechnąłem się do towarzyszek głupawo.



Miałem co najmniej wrażenie, że wyglądam jak król.



Podałem ramię jednej i drugiej koleżance.
-Idziemy?-spytałem nadal mając głupkowaty uśmiech na ustach.
-Jasne!-zawołała Chloe łąpiąc moje ramię.-Z tobą wszędzie.
Puściła mi oczko uśmiechając cię szeroko.



Spojrzałem na Art która nadal stała z tyłu, taka jakaś troszku przybita...


-Hej, a ty?-patrzyłem wyczekująco na dziewczynę.
Dopiero po dłuższej chwili podeszła do mnie i niepewnie, bardzo ostrożnie również chwyciła moje ramię.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
-No to ku przygodzie!-zawołałem wychodząc za magazynu z dziewczynami u boku.
Art? Chloe? Jedziem z tym koksem XDDDDDDD

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Allijay cd. do Yixinga

Stracić wszystko, prawie wpaść pod samochód i do tego zostać wepchniętym do kałuży w ciągu jednego tygodnia. Brzmi jak słaby dramat? A jednak to moje życie i moje szczęście do wszystkiego.
W jednej chwili idzie sobie człowiek ulicą, można powiedzieć, że dzień zapowiada się dobrze - z pozoru - sekundę później lądujesz w tłumie ludzi na chodnik w "piękną" błotnistą kałużę.
Jakiś miły chłopak pomógł mi wstać - a myślałam, że tacy to już nie istnieją - A na dodatek zaoferował pomoc.
-Nie trzeba - odpowiedziałam lekko zakłopotana - Mieszkam nie daleko, zresztą i tak szłam do domu - przecież nie będę wyciągać ciuchów od obcych ludzi, aż tak nisko jeszcze nie upadłam...chyba.
-Ależ nalegam - nosz uparł się - To tuż za rogiem.Ty będziesz miała suche ubrania a ja pozbędę się poczucia winy - uśmiechną się wyszczerzając białe zęby - wyjęte z reklamy colgate
I jak tu odmówić? Ehhh powinnam być bardziej asertywna, ale propozycja bardzo kusząca, no cóż asertywność poczeka.
-Niech będzie - poddałam się
-Świetnie! - odparł uradowany - Ruszajmy zanim się przeziębisz
Po drodze zdążyłam wycisnąć swoje ciuchy, więc przynajmniej z nich nie kapało. Miejsce, o którym mówił było dosłownie za rogiem. Weszliśmy do mieszkania znajdującego się na czwartym piętrze.
Dziewczyny, które tam poznałam były na prawdę miłe, zgodnie z obietnicą dostałam suche ciuchy. Przebrana usiadłam z dziewczynami na kawę, miło się gawędziło, ale pora wracać do domu.
-Zaczekaj - zarzucił na siebie kurtkę - Odprowadzę cię
Żadne wymówki nie miały sensu, uznał to za rekompensatę mojego straconego czasu.
Szliśmy w niezręcznej ciszy, którą postanowiłam przerwać"
-Allijay - spotkało mnie pytające spojrzenie chłopaka
-Nazywam się Allijay
-Yixing - uścisnęliśmy sobie dłoń

<Yixing?>
Powiem ci Jay że ty to masz zapłon XDD 

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Chloe cd. do Matt'a i Art

- D-dzięki ,ale też umiem szyć... Siostra mnie nauczyła - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Masz siostrę? Starszą czy młodszą? Jak ma na imię? -
- Starsza i ma na imię Atena - dziewczynę chyba lekko zatkało. - Matt , fajnie wyglądasz. - posłałam mu lekki uśmiech.
- A ty coś masz? -
Pokiwałam stanowczo głową. Nie było tu nic co by mi się spodobało.
- Hmm.. To może weź to Chloe? - wskazała mi strój. Blond peruka , nienaruszona. Spódniczka , bluzka. Kokardka. Poszłam do przymierzalni.



- No ,nie wiem... Tak jakoś dziwnie się czuję... - I wtedy coś przykuło moją uwagę: całkiem z tyłu , poza wystawą stał manekin.

Ubrałam go i wyszłam do Matt'a i Art.
- A co powiecie o tym? Który lepszy? -

Art? Matt? Pomóżcie default smiley :d
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X