
Im dłużej myślał nad powodami tym smutniejszy i poważniejszy się robił. A uśmiech był jego sensem życia, obdarzał nim wszystkie osobistości, kłaniał się, pomagał i miał szacunek do istot żywych. To prawda, że czasami bywał uszczypliwy, chamski, wredny, ale to niewielkie pozostałości po dawnym Marshallu. Nie pozbędzie się tych skrawków, bo gdyby je wyrzucił sprzeciwiłby się własnej duszy.
Zawiedziony wstał z betonu i leniwym krokiem ruszył tam, gdzie go nogi poniosły. Dłoń zaciskała się coraz mocniej na rękojeści kosy. Nie chciał jej puszczać, to odzwierciedlenie jego umysłu, a jeśli ktoś odrzucał to na pozór niebezpieczne ostrze odrzucał też samego Marshalla. Na tym świecie nie znalazło się dla niego miejsce, gdyż wszyscy to okrutni egoiści i nie patrzą na chłopaka, ale na jego twarz. Są ślepi na cudzy ból, widzą własne zmartwienia, jednak nim zauważą jakąś szarą mysz w kącie najdzie ich cień, a wraz z nim Mroczny Kosiarz, Marshall, który zadecyduje o dalszych losach.
Dakota? Chciałam się sprawdzić w opisach i uczuciach. Jak mi poszło? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz